Obserwatorzy


Kilka tygodni temu w Lidlu panowały wielkie wyprzedaże na kosmetyki, na których można było się konkretnie obkupić. U mnie obyło się w prawdzie bez szaleństw, początkowo nawet planowałam nie zaglądać na tą promocję. Jednak w głównej mierze maseczki za grosze (dosłownie, bo część z nich kosztowała 50 gr!) skusiły mnie by jednak z niej skorzystać. Jak się sprawdziły? - o tym dowiecie się czytając wpis ;)
Słowem wstępu napiszę, że maski pod logiem Cien są produkowane przez nikogo innego jak markę Perfecta. Kiedyś nawet były dostępne identyczne maski w sprzedaży już bezpośrednio pod znakiem firmy, wiec możecie nawet je znać ;) Każda z nich ma 10 ml i ta pojemność za każdym razem wystarczała mi na 2 użycia. Z kolei linia food for skin jest produkowana przez Tołpa, więc tu zdecydowanie ciekawiej.. :) Każda z masek jest podzielona na dwie saszetki o różnych (aczkolwiek podobnych) działaniach - bardzo podoba mi się takie rozwiązanie! Tutaj maski mają pojemność 2x6ml. Producent zaleca stosować je na wybrane części twarzy, jak na rysunkach, jednak ja stosowałam je osobno i połówka o pojemności 6 ml wystarczyła mi na 1 użycie.
Na pierwszy ogień poszła maska z serii food for skin w wersji różowo - żółtej. Na początku skusiłam się na różową część z maską i peelingiem 2 w 1. Konsystencja maseczki jest dość gęsta, ale nie sprawia problemów z nakładaniem, przeciwnie - mi osobiście bardzo odpowiada! :) Zapach z tego co pamiętam był taki nieco męski, moim zdaniem przyjemny. Zmywanie maski sprawia nieco trudności, bo chwilę jednak trwa, ale nie ma znów tragedii. Jeśli chodzi o działanie to jest na prawdę super! Zostałam pozytywnie zaskoczona, bo twarz była bardzo dobrze oczyszczona, wręcz skrzypiąca z czystości, co sama bardzo lubię :) Dodatkowo podoba mi się jej połączenie z peelingiem, bo nawet podczas nakładania czuć drobinki.
Jeśli chodzi o peeling enzymatyczny to tutaj byłam szczególnie go ciekawa, bo kusi mnie kupno sławnego produktu w tubce. Jednak po porównaniu składów muszę przyznać, że się one różnią. Zapach produktu mnie nieco rozczarował, bo tym razem jest dość sztucznie.. Konsystencja jest taka żelowa. Po nałożeniu czuć było dość konkretne pieczenie na policzkach, ale liczyłam się z tym, że może ono wystąpić także mnie nie przeraziło. Zresztą po chwili już ono minęło, a skóra po zmyciu produktu nie była nawet odrobinę podrażniona. Za to na prawdę gładka, a suche skórki zostały w większości usunięte! :)
Jeśli chodzi o drugą maskę z 'naturalnej' serii to tutaj najpierw nałożyłam wersję odświeżającą. Zapach maski rzeczywiście jest ogórkowy i świeży - miły dla nosa :) Konsystencja przyjemnie gęsta i kremowa. Po nałożeniu da się wyczuć delikatne szczypanie w okolicy nosa, ale znowu nie ma mowy o jakichkolwiek podrażnieniach. Zmywanie moim zdaniem jest nieco łatwiejsze niż w poprzedniej wersji. Działanie za to ponownie świetne! Skóra jest mega oczyszczona, radzi sobie nawet z oczyszczeniem porów! Czuć odświeżenie, a niedoskonałości są jakby złagodzone, po jej użyciu skóra domaga się kremu, ale dla mnie to nie problem :D
Czarna maska z peelingiem była bardzo zbliżona do swojej siostry z białą glinką. Podobnie jak i tam, tak i w wersji z węglem zapach przypominał męskie perfumy - z tym, że tutaj da się dodatkowo wyczuć cytrynowe nuty ;) Konsystencja znowu jest przyjemnie gęsta, glinkowo - kremowa z drobinkami, które są wyczuwalne pod palcami podczas nakładania. Działanie jest mocno oczyszczające, początkowo czułam delikatnie szczypanie na policzkach, które na szczęście szybko minęło. Po zmyciu twarz była wyraźnie odświeżona i oczyszczona, było widać sporą różnicę przed i po zastosowaniu maski. Dodatkowo cera domagała się oczywiście nawilżenia, ale jak już wspominałam - akurat to dla mnie nie problem, bo i tak zawsze nakładam krem. Ogólnie jak wspominałam obie wersje glinkowych masek z peelingiem są do siebie zbliżone, jedyną różnicę jaką pomiędzy nimi dostrzegam to łatwiejsze zmywanie właśnie w tej, czarnej wersji :)
Jeśli chodzi o maski z Cienia to tu zaczęłam oczywiście od wersji oczyszczającej z gruszką. Chociaż akurat z gruszką zapach nie ma sporo wspólnego, tzn. jest gruszkowy, ale to taka prze dojrzała nieco gruszka. Ale być może się czepiam :D Konsystencja maski nie jest już tak gęsta jak poprzedniczki, działanie też nie jest zachwycające, ale.. nie jest też źle! Przeciwnie - za zawrotną cenę 50 gr na prawdę jest przyzwoicie. Da się wyczuć delikatne oczyszczenie skóry, ale nie jest to już taki efekt jak w maskach od Tołpa. Jednak myślę, że jest w stanie pokonać nawet kilka innych masek oczyszczających i to droższych :P Warta spróbowania!
Kolejną maską Cien jest wersja odżywcza o konsystencji gęstego kremu. Myślę, że można by spokojnie stosować ją jako jego zamiennik, ale ja jednak stosowałam ją wedle podstawowego przeznaczenia jako maskę. Po użyciu dało się wyczuć wygładzenie i delikatne odżywienie, czy nawilżenie skóry. Znowu nie był to jakiś super efekt, który długo się utrzymuje, bo nie poradził sobie chociażby z przesuszeniami skóry, które miałam w kilku miejscach. Ale znowu muszę przyznać, że jak za taką cenę działanie było na prawdę fajne! Zapach był słodki, jak przystało na połączenie miodu i migdałów, ale tutaj akurat o dziwo mi podpasował :D

Ostatnia z testowanych przeze mnie masek to wersja nawilżająca maseczki Cien z aloesem i pomarańczą. Konsystencja podobnie jak i w poprzedniej wersji jest zbliżona do gęstego kremu. Działanie również jest bardzo podobne - po użyciu maski skóra jest miękka i delikatnie nawilżona, chociaż efekt nie utrzymuje się na długo. Nie jest też to na pewno głębokie nawilżenie o jakim mówi producent.. Jeśli chodzi o zapach - dominuje aloes jak dla mnie w towarzystwie kremowych nut, pomarańczy zupełnie tam nie czuję :)

Podsumowując: Maski z linii Food for skin okazały się kozackie! ♥ Najsłabiej z czwórki wypadł dla mnie peeling enzymatyczny, bo tam działanie było najmniej widoczne. Pozostała trójka świetnie oczyszczała cerę! Sama chętnie do nich wrócę i jeśli macie cerę tłustą, czy mieszaną zdecydowanie Wam je polecam :) Przy cerach wrażliwych czy suchych mogą być zbyt mocne, bo oczyszczają na prawdę konkretnie!
Jeśli chodzi o trzy maseczki Cien to tu działanie było przyjemne, ale nie szałowe. To raczej takie saszetki 'na raz', które fajnie wypróbować (zwłaszcza ze względu za niską cenę), ale sama do nich nie wrócę :)
Obie serie są dostępne w Lidlu, Cien kosztował mnie 0,50 zł, a Food for skin 1 zł. W cenie regularnej Cien kosztuje 1 zł, a food for skin 2 zł - co i tak jest moim zdaniem super ceną! :)

Znacie te maski? Jak u Was się sprawdziły? :)

20 komentarzy:

  1. muszę chyba zrobić deugie podejście do tych maseczek kolorowych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zbieram się już od dłuższego czasu, żeby kupić te produkty, w końcu muszę to zrobić, bo praktycznie wszystko z tej serii mnie kusi 😁

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie korzystałam jeszcze z żadnych lidlowskich kosmetyków :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam maski Cien i były poprawne, ale zupełnie bez szału. Tak jak napisałaś - na wypróbowanie, ale jakoś nie specjalnie mam ochotę wracać, mimo niskiej ceny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kupiłam ( jak była promocja ) te kolorowe maseczki. Leżą w pudełku i czekają na swoją kolej. Ciekawa jestem czy mi sie sprawdzą?

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze, żałuję, że ne wiedziałam o tych promocjach:( na pewno kupiłabym kilka z masek, bo obecnie moja skóra ich potrzebuje. Jak tylko będzie okazja, to skorzystam;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie miłam nic z tej firmy, ale słyszałam że Lidl szaleje :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Maseczki znam tylko z widzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Muszę zrobić ich zapas :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Mi się sprawdziły z tej kolekcji Food :) Ale tylko właśnie maseczki, bo akurat płyn micelarny był u mnie wtopą :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie miałam okazji ich używać, ale sporo dobrego słyszałam o tych maseczkach. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nigdy nie zwracałam uwagi na kosmetyki w lidlu, dopiero coś mi się tam obiło o uszy gdzieś w okolicach tej sławnej promocji. Peeling oczywiście najmniej mnie zaciekawił, nie przepadam za kosmetykami przy których szczypie skóra nawet jeśli nie podrażniają. Trochę jestem przewrażliwiona :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Na te z serii Food for Skin na pewno się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo lubię maseczkę gruszkową Cien, zużywam i kopiuję kolejne. A lubię ją za to, że fajnie rozjaśnia mi cerę, przebarwienia po trądziku znikają szybciej.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie znam tych masek. Następnym razem będąc w Lidlu skuszę się może na dwie, które najbardziej mnie zainteresowały :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie znam tej firmy i raczej bym sie nie skusiła na te produkty.

    OdpowiedzUsuń
  17. Przyznaję, mnie dopadł szał na Food For Skin i mam niemal wszystkie kosmetyki z tej serii. Już niedługo mam zamiar opublikować wpis podsumowujący, ale już teraz mogę powiedzieć, że seria ma swoje mocne, ale i słabsze strony. Maseczki jednak sprawdziły się u mnie najlepiej i chętnie będę do nich wracać :) Te w białych opakowaniach natomiast jeszcze nie używałam, choć chyba w zapasach je mam, więc pewnie niedługo wypróbuję i porównam :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Tę gruszkową maskę cien miałam dawno temu jako marki perfecta. Przyznam szczerze, że na samym początku to była super maseczka i działała naprawdę świetnie i byłam zadowolona, a z czasem kiedy uszczuplili opakowanie nie dość, że do płaskiego to maski też nie było tam wiele jakoś przestała działać na moją skórę niestety.

    OdpowiedzUsuń
  19. Chyba warto sie zainteresowac tymi maskami :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz - sprawia mi on sporo radości! :)
Na wszystkie pytania zamieszczone w komentarzach pod danym postem odpowiadam bezpośrednio pod nimi w komentarzu.

Zapraszam również do pozostania ze mną na dłużej. Będzie mi bardzo miło ♥

Większa część zdjęć zamieszczonych na blogu jest mojego autorstwa (jeśli nie - wyraźnie jest to zaznaczone). Ich kopiowanie jest zabronione! Nie kradnij, jeśli chcesz je gdzieś udostępnić najpierw zapytaj!