Obserwatorzy

 Chyba wszyscy słyszeli już o serii Blue Matcha od Bielenda. Zwłaszcza, że kilka miesięcy temu można było za grosze (voucher) kupić krem - piankę do twarzy z tej serii. Sama zaintrygowana formułą skusiłam się na testy pamiętając, że kremy tej marki kiedyś bardzo dobrze się u mnie sprawdzały. 

Chociaż przez akcje z kuponami krem stał się dość popularny to w internecie nie spotkałam się z wieloma opiniami na jego temat. Postanowiłam więc podzielić się moją opinią, skoro krem dobija praktycznie dna.

Opakowanie to klasyczny słoiczek o pojemności 50 ml. Pod wieczkiem czeka na nas dodatkowe sreberko zabezpieczające. Krem kupujemy zapakowany w kartonik zawierający obietnice producenta skład itd.

Muszę przyznać, że wygląd tej serii kupuje mnie totalnie - uwielbiam ten odcień baby blue. Całość jest idealnie dopracowana, wszystko do siebie pasuje, nawet.. kolor kremu! Jest on lekko niebieski jak i kartonik - kolor zawdzięczamy tytułowemu składnikowi blue matcha :)

Z tego co widziałam wiele osób było rozczarowanych konsystencją kremu. Może nie jest to typowa pianka - mus, ale przy nabieraniu produktu czy jego rozprowadzaniu czuć 'puszystość'. Mi akurat się spodobała, uprzyjemniała stosowanie produktu.

Jeśli chodzi o zapach to bardzo trudno go 'rozgryźć'. Na pewno jest bardzo przyjemny, od razu mi przypadł do gustu. Z jednej strony jest świeży, a z drugiej jakby lekko pudrowy (?), trochę 'herbaciany'- ale nie do końca :D

Jak wspominałam formuła jest lekko puszysta, przy rozsmarowywaniu dość konkretnie smuży i bieli. Po chwili jednak krem wchłania się praktycznie do satyny i nic się nie klei. Ogólnie jest to dość lekki krem, przy nakładaniu konsystencja staje się bardziej 'wodna', niż kremowa. Stosując go we wrześniu był dla mnie 'w sam raz', jednak wraz z nadejściem jesieni miałam wrażenie, że nawilżenie nie jest już wystarczające dla mojej skóry. Stosowany razem z serum daje radę, więc bez problemu zużyję do końca, jednak jest to bardziej krem na cieplejsze miesiące niż te jesienno - zimowe. Formuła jest totalnie nie obciążająca, nie zapycha skóry, czego się trochę obawiałam. Będzie fajny zwłaszcza dla cer mieszanych, tłustych. 

Całą serię Blue Matcha znajdziecie w Rossmannie, nawet obecnie jest na promocji. Krem kosztuje 18 zł, a w cenie regularnej 28 zł. Ja jak wspomniałam z kuponem złapałam go za 6 zł i za tą cenę sprawdził się świetnie :)

Znacie go? Jak się u Was spisał?

7 komentarzy:

  1. Bardzo daaawno nie używałam kremów od marki Bielenda i w sumie przestały mnie kusić jakoś. Aktualnie w roli kremu na dzień mam krem z filtrem, bo przy peelingu kwasowym nie mogę sobie pozwolić na zwykły krem, więc w sumie moją uwagę przykuwają tylko kremy na noc tak naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to w sumie krem na dzień i na noc, ja używam akurat na noc :)

      Usuń
  2. Ja myślę że śmiało bym mogła na sobie przetestować

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam, ale dla mnie mógłby być zbyt lekki 😀

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak, stylistycznie ta seria jest piękna. Mówiłam, że ten zapach jest dziwny do zdefiniowania :D. Dalej nie wiem co w nim czuję :D. Tak myślałam, że będzie lekki tak samo jak esencja, serum czy ten krem w mgiełce. Taki urok serii, który mi totalnie odpowiada :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam go, ale nie zdążyłam zużyć, bo miałam inne, dlatego poczeka do wiosny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi też ta konsystencja się podoba! A kupiłam krem w sumie przypadkiem, bo szukałam czegoś nowego, a ten był w promocji w Rossmannie :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz - sprawia mi on sporo radości! :)
Na wszystkie pytania zamieszczone w komentarzach pod danym postem odpowiadam bezpośrednio pod nimi w komentarzu.

Zapraszam również do pozostania ze mną na dłużej. Będzie mi bardzo miło ♥

Większa część zdjęć zamieszczonych na blogu jest mojego autorstwa (jeśli nie - wyraźnie jest to zaznaczone). Ich kopiowanie jest zabronione! Nie kradnij, jeśli chcesz je gdzieś udostępnić najpierw zapytaj!