Jeśli chodzi o maseczki do twarzy to zdecydowanie jestem fanką tych w większych opakowaniach. Jednak jako typowa maseczkomaniaczka nie zapominam także o saszetkach, które pozwalają w szybszy sposób poznać więcej produktów. Chętnie kupuję zwłaszcza takie z naturalnymi składami, dlatego gdy na rynku pojawiła się nowa marka Polana wiedziałam, że jej poznawanie zacznę właśnie od maseczek :D Po nich zdecyduję czy warto kupić inne kosmetyki, czy jednak nie koniecznie.. Dziś zapraszam Was na zbiorczy post dotyczący wszystkich dostępnych wersji maseczek Polana :)
MASECZKI POLANA - CECHY WSPÓLNE
Standardowo na wstępie zacznę od cech wspólnych saszetek, a muszę najpierw pochwalić zdecydowanie sam pomysł na linie - nazwa Polana brzmi na prawdę super! Osobiście nieco kojarzy mi się z serią Vianek, być może przez podobne podejście i pomysł 'roślinnej' pielęgnacji :) Sama szata graficzna produktów jak dla mnie cieszy oko i zachęca do kupna! Opakowanie każdej wersji to saszetka o pojemności 8 g. Każda z maseczek ma posiadać naturalny skład. To chyba na tyle cech wspólnych, czas więc na moje wrażenia o poszczególnych wersjach :)
MASECZKA HERBAPOL POLANA - OCZYSZCZENIE, ZMNIEJSZENIE WIDOCZNOŚCI PORÓW
Jako wielka fanka masek oczyszczających jako pierwszą do testów wybrałam właśnie taką wersję :) Akurat w tym dniu moja cera była w gorszym stanie - miałam kilka niedoskonałości i dodatkowo była jakby podrażniona.
Konsystencja maski jest mega przyjemna - masełkowa, taka jaką lubię najbardziej. Łatwo nakłada się na twarz, przez zawartość glinki trzeba pilnować by nam nie wyschła. Chociaż nie wysycha na skorupę jak klasyczne sypkie glinki :) Ze zmywaniem nie było problemów, akurat zmywałam ją nie pod prysznicem jak zawsze, ale przy umywalce, a i tak szybko i łatwo zeszła. Zapach był przyjemny i delikatny, ciężko do czegoś go porównać. Efekty po zmyciu maski bardzo mnie zaskoczyły! Twarz była przyjemnie oczyszczona i matowa, ale co ważne nie ściągnięta i wysuszona. Maska uspokoiła moją cerę - wyrównała jej koloryt, a niedoskonałości stały się mniej widoczne. Co do zwężenia porów może minimalnie na to wpłynęła, ale bez rewelacji. Mimo wszystko wersja oczyszczająca bardzo mi się spodobała, było widać różnicę między stanem skóry przed zastosowaniem maski i po! :)
MASECZKA HERBAPOL POLANA - REWITALIZACJA I ROZŚWIETLENIE
Kolejną wersją po jaką sięgnęłam była dzika róża i głóg. Po otwarciu moim oczom ukazała się kremowa, dość gęsta konsystencja. Od razu byłam jakoś zniechęcona, bo jednak wolę jakieś ciekawsze formuły, a ta przypomina zwyczajny krem do twarzy. W kwestii zapachu też nie zachwyca, może delikatnie czuć różę, ogólnie zapach jest delikatny i totalnie nie wyróżniający się. Jako, że maski wydawało mi się sporo postanowiłam podzielić ją na dwa użycia. Po pierwszym miałam wrażenie, że moja cera nie została wcale nawilżona, a nawet przeciwnie, bo na twarzy pojawiły się suche skórki. Po drugim już nie było wysuszenia, ale też nie zauważyłam spektakularnego działania. Skóra była gładka, koloryt wyrównany i w sumie nic poza tym.
MASECZKA HERBAPOL POLANA - ODŻYWIANIE REGENERACJA
Wersja odżywiająca bardzo mnie ciekawiła, podobnie jak zwężająca pory, opisana jako pierwsza. Wszystko przez obecność zielonej glinki - bardzo lubię maski z ich dodatkiem. Liczyłam, że oprócz obiecanej regeneracji delikatnie oczyści ona skórę. Ale zacznę od konsystencji - była ona bardzo podobna do tej w wersji zwężającej pory, przyjemnie kremowa. Bardzo łatwo się nakładała, nie było też problemów z jej zmyciem, co fajne - nie zasychała szybko na twarzy jak suche glinki :) Zapach był bardzo delikatny, tak jak i we wcześniejszych wersjach mało charakterystyczny. Jeśli chodzi o efekty to rzeczywiście po zmyciu maski miałam wrażenie, że delikatnie oczyściła ona moją cerę. Jednocześnie nie był to mocny efekt, nie powodował wysuszenia, wręcz przeciwnie - cera była lekko nawilżona i ukojona. Może odżywienie to trochę przesadzone określenie, ale efekt poprawy stanu cery był widoczny :)
MASECZKA HERBAPOL POLANA - NAWILŻENIE, WYGŁADZENIE
Ostatnią wersją jaka została mi do testowania była nawilżająco - wygładzająca z chabrem. Coś co pozytywnie zaskoczyło mnie po otwarciu saszetki to konsystencja. Nie była ona tak zwyczajna jak w wersji czerwonej, ale bardziej oryginalna - żelowa, lekko mętna. Łatwo nakładała się na twarz, a pojemność 8 g pozwoliła solidnie ją pokryć grubszą warstwą. Zapach był raczej delikatny, jak w poprzednich wersjach. Po zmyciu maski, z czym nie było problemów cera była przyjemnie wygładzona. W momencie stosowania maseczki miałam na twarzy kilka suchych skórek, z którymi ona sobie nie poradziła. Ale w sumie też na to nie liczyłam, mimo to cera sprawiała wrażenie lekko ukojonej.
PODSUMOWANIE - CZY WARTO SKUSIĆ SIĘ NA MASECZKI POLANA? KTÓRA WERSJA NAJLEPSZA, A KTÓRA NAJGORSZA?
Zacznę od tego, że bardzo ucieszyła mnie różnorodność formuł masek, bo jak kiedyś wspominałam lubię, gdy w danej serii są maseczki o różnych konsystencjach. Sprawiło to, że każdą maseczkę testowałam z przyjemnością. Na plus na pewno zasługuje naturalny skład produktu. Trochę żałuję, że zapachy nie są bardziej charakterystyczne, ale w sumie nie mam im nic do zarzucenia.
Jeśli chodzi o mój ranking to maski uszeregowałabym dokładnie tak jak na zdjęciu wyżej :D Najlepiej wspominam zdecydowanie oczyszczającą, która pozostawiła po sobie bardzo miłe wrażenia i chętnie do niej wrócę. Podobnie jak i do wersji odżywiającej - cóż chyba widać, że zdecydowanie uwielbiam maski z glinkami :) Natomiast nie uważam, żeby obie maski jakoś spektakularnie się wyróżniły, lepsze są chociażby te z Vianka. Co do dwóch pozostałych były mocno przeciętne. Przyjemne w stosowaniu, ale jednak działaniem zdecydowanie nie zachwyciły. Mimo to uważam, że cała linia jest godna wypróbowania na promocji. Sama zakupiłam je w sklepie internetowym natura za 3 zł. Teraz jeśli się nie mylę są dostępne także stacjonarnie w tej drogerii :) Ceny regularne są jednak mocno zawyżone (jak większości masek w saszetkach), wynoszą nawet 5 zł.
Znacie te maseczki lub inne produkty z tej serii? Jak się u Was sprawdziły?