Wieki nie pisałam na blogu o kolorówce... Planując posty na ten tydzień zobaczyłam w moim folderze ze zdjęciami pudry Claresa i uznałam, że to znak, by nadrobić zaległości :)
Nie są to moje pierwsze pudry tej marki, bo rok temu pisałam o pudrze pod oczy - feel the pow(d)er i do twarzy - blur super pow(d)er. Ten drugi był wygładzający i miał lekki kolor - nie do końca sprostał moim oczekiwaniom. Tym razem wybrałam więc typowo matujące pudry: sypki rice pow(d)er, który aktualnie używam i kompaktowy girl pow(d)er - już zdenkowany. Jak się sprawdziły? Zapraszam na recenzję :)
Girl pow(d)er zużyłam w pierwszej kolejności i używałam w mniej wymagającym wiosennym okresie. Jest to puder prasowany, którego opakowanie było zabezpieczone dodatkową zawleczką. Super rozwiązanie! Uważam, że każdy puder powinien być tak pakowany :) Jego pojemność to 12 g.
Rice pow(d)er posiadał zakręcane, plastikowe opakowanie o pojemności 5,5 g. Pod wieczkiem czeka na nas zakrywana siateczka - takie rozwiązania przy pudrach sypkich lubię najbardziej. Nie ma obaw, że wysypią się one np. podczas podróży. Siatka była dodatkowo zaklejona folią.
Mogę powiedzieć, że oba produkty są bezzapachowe - w chwili pisania wpisu totalnie nie pamiętam ich zapachów.
Oba posiadają biały kolor, który bardziej widoczny na buzi jest przy pudrze sypkim. Również on jest bardziej pylący przy nakładaniu, ale to raczej normalne przy sypkiej formie. Kompaktowe pudry w tych dwóch kwestiach są mniej problematyczne :) Za to często gorzej się nakładają i nie trzymają pędzla, a przy girl pow(d)er tego nie odnotowałam. Bardzo wygodnie się go aplikowało!
Pisząc o girl pow(d)er muszę przyznać, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Dobrałam go w sumie 'z braku laku', by skorzystać z promocji 1 + 1 minus ileś % :D Preferuję sypkie pudry, ale jako, że nie było innych transparentnych tej marki to byłam zmuszona sięgnąć po prasowaną wersję.
Jego formuła okazała się 'miękka' i łatwo nabierał się z opakowania. Dawał ładny, subtelny efekt matu. Nie wyglądał sucho, ani nie bielił skóry. Generalnie nie był widoczny na buzi, ale ładnie ją wygładzał. Nie wiem na ile sprawdziłby mi się on latem, ale wiosną byłam z niego zadowolona. Utrwalał podkład na dobre kilkanaście godzin, po tym czasie zaczynał się wyświecać.
Gdyby ktoś preferował pudry do twarzy z kolorem to girl pow(d)er dostępny jest w 3 odcieniach (za wyjątkiem mojej transparentnej wersji).
Rice pow(d)er w porównaniu do poprzednika jest bardziej widoczny na skórze i bardziej matujący. Bezpośrednio po aplikacji lekko bieli i widać go na buzi, ale po kilkunastu minutach już się stapia i nie odcina od szyi. Mat jest zdecydowanie mocniejszy, ale latem nie był wystarczający dla mojej mieszanej cery i stosunkowo szybko wyświecała się ona w strefie T. Na policzkach wytrzymywał te 10 h, jakie wymagam.
Nie mogę go nazwać bublem, bo latem mało jaki puder spełnia moje oczekiwania odnoście matu i przedłużenia trwałości makijażu. W drogerii dostępna jest 'siostrzana' wersji rice pow(d)er o nazwie fixing pow(d)er - jednak ona posiada lekki kolor.
Chętniej wróciłabym o kompaktowego pudru Claresa - girl pow(d)er. Jak na to, że rzadko sięgam po taką prasowaną formę - tej używało mi się na prawdę przyjemnie. Chociaż jestem przekonana, że latem też nie sprostałaby moim wymagającym oczekiwaniom :D
Oba pudry znajdziecie w Hebe. Cena regularna girl pow(d)er to ok. 21 zł, a rice pow(d)er - 23 zł.
Znacie te pudry? Jak się u Was sprawdziły?
Jakie matujące pudry transparentne możecie mi polecić?