30.1.19
Krem - maska do nocnej regeneracji 'świeża figa' od Tołpa - jedno z większych zaskoczeń minionego roku.
Mój stosunek do produktów marki Tołpa jest mocno mieszany. Kilka produktów określiłabym jako mocno przeciętne (np. peeling do ciała z tego wpisu), niektóre z nich okazały się bublami (np. krem-maska do twarzy), a inne z kolei bardzo dobrze wspominam (np. matujący krem do twarzy, czy krem do rąk o którym pisałam tutaj). Kiedy dostałam krem - maskę do nocnej regeneracji z serii Nature Story nie liczyłam na nic szczególnego. Przeciwnie - nieco się nawet go obawiałam, po przygodzie z podobnych produktem o którym wspominałam wyżej. Zostałam jednak pozytywnie zaskoczona. Dlaczego? O tym w dalszej części wpisu, zapraszam :)
Początkowo krem znajduje się w czarnym kartoniku z grafiką w większości w kolorze białym. Całość prezentuje się całkiem przyjemnie dla oka. Na kartoniku znajdziemy sporo informacji, nieco więcej niż na już właściwym opakowaniu np. skład, który tam nie jest już powtórzony. W dalszej części wpisu zobaczycie dokładniej to na zdjęciach ;)
Opakowanie właściwe to plastikowa tuba zamykana na 'klik' o pojemności 50 ml. Muszę przyznać, że takie rozwiązanie jest mega wygodne w użyciu :) Nie sprawia problemów z wydobywaniem kremu, dla wielu osób będzie ono też o wiele bardziej higieniczne niż słoiczek. Chociaż nie uważam się za jakąś wielką przeciwniczkę i takiej formy - w końcu kremów używamy w domu, a wcześniej myjemy ręce, więc ja nie widzę problemu :D
Konsystencja należy do tych gęściejszych i bardziej treściwych. Dla mnie jest bardzo przyjemna, szczególnie na zimę, kiedy szczególnie lubię bardziej treściwe kremy. Na lato już byłaby dla mnie nieco za ciężka.
Zapach jest charakterystyczny, nie wiem jak pachnie figa, ale jestem w stanie uwierzyć producentowi, że krem pachnie właśnie nią :P Wiele osób pisało, że zapach został trafnie odwzorowany. Ba! Większość wręcz była nim zachwycona. Ja akurat tych zachwytów szczególnie nie podzielam, na początku nie byłam wręcz do niego przekonana. Z czasem do niego przywykłam i stał się dla mnie dość neutralny.
Krem nakłada się na twarz mega przyjemnie, zaraz po nałożeniu daje uczucie takiego ukojenia, zostawiając po sobie delikatny film. Nie jest jednak w żadnym stopniu tłusty, przeciwnie - szybko się wchłania i nie ma po nim śladu. Zostawia za to cerę przyjemnie nawilżoną i mega gładką. Podczas jego stosowania nie miałam problemów z suchymi skórkami, więc radził sobie na prawdę dobrze. Nie powiedziałabym natomiast, że wpływa na poprawę kolorytu, a o takim działaniu wspomina producent. Mimo niemal codziennego stosowania nie spowodował wysypu niedoskonałości, ani nic z tym podobnych rzeczy :)
Krem mimo, że z serii naturalnej z nazwy naturalny na pewno nie jest.. Mimo to okazał się na prawdę przyjemny i zostawił po sobie dobrze wspomnienia. Seria Nature Story dostępna jest jedynie w Lidlu, a krem kosztuje ok. 17 zł. Jednak wydaje mi się, że na promocji można go dorwać nawet taniej (?). Myślę więc, że cena jest całkiem fajna na tak przyjemnie działający krem - można się na niego skusić :) Cieszę się, że mogłam go wypróbować, bo pewnie sama bym się na niego nie zdecydowała.
Znacie ten produkt? Jak u Was się sprawdził?