Marka Evree szybko zdobyła moją sympatię, co widać chociażby po licznych recenzjach ich produktów, które pojawiają się na moim blogu :D Zdarzało się jednak też i kilka wpadek, czyli nieee dooo koooońca udanych produktów.
Dzisiaj opowiem Wam co nieco na temat kosmetyku, który ostatnio zdobył sporą popularność, czyli kremie do rąk z olejkiem cannabis. Jeśli jesteście ciekawe jak wypadł to zapraszam do czytania :)
Nie wiem jak Was, ale mnie już samo opakowanie niesamowicie zachęca do zakupu! Krem początkowo kupujemy w kartoniku na którym znajdują się wszystkie niezbędne informacje. Właściwe opakowanie do mała zakręcana tubka o pojemności 30 ml. Grafika jest identyczna jak na kartoniku - swoją drogą miła dla oka i przede wszystkim charakterystyczna. Bez problemu zmieści się np. w torebce, nie zajmując wiele miejsca.
Co wyróżnia krem wśród innych na rynku to zdecydowanie zapach! Nie wiem jak pachnie papaja, ale zapach tego produktu ma moc! :D Woń jest owocowa - egzotyczna i bardzo intensywna. Pozostaje na dłoniach praktycznie do kolejnego mycia rąk. Z jednej strony jest mega przyjemny, a z drugiej może męczyć i przyprawiać o ból głowy przy dłuższym używaniu.
W ofercie marki znajdują się jeszcze dwie inne wersje zapachowe - cytryna i kukui. Oba niuchałam w drogerii, bo akurat były testery. Cytryna jest jak dla mnie najmniej wyszukana, sama nie przepadam za takim zapachem, więc to wersja najmniej ciekawa moim zdaniem. Kukui pachnie najbardziej delikatnie z całej trójki, w sumie dobrze go nie pamiętam :D Następnym razem pewnie na nią się skuszę.
Konsystencja jest gęsta i dużo bardziej treściwa niż ta w 'podstawowych' wersjach kremów Evree, o których pisałam tutaj. Jednak mimo wszystko szybko się wchłania, nie zostawiając tłustego filmu - co jest dla mnie kluczowe w kremach do rąk. Praktycznie od razu można wrócić do wykonywanych czynności.
Co do działania nawilżającego mam mieszane uczucia.. Z jednej strony pozostawia po sobie przyjemną, ochronną warstwę, która przynosi ukojenie skórze. Innym razem miałam wrażenie, że poziom nawilżenia jest nie wystarczający jak na obecną porę roku. Zimą bowiem moje dłonie były bardzo wymagające - miałam kilka bardzo suchych miejsc, które wręcz mnie piekły.. Mogłam więc na nich dobrze sprawdzić działanie produktu i tym miejscom krem miałam wrażenie nie podołał. Jednak przy nie wymagającej już skórze (np. przed okresem wielkich mrozów) dawał radę i utrzymywał dobrą kondycję dłoni.
Krem na pewno nie jest złym produktem, bo przy nie wymagających dłoniach sprawdzi się bez najmniejszego problemu. Stosuje się go też bardzo przyjemnie. Jednak przy dużych mrozach, czy wymagających - przesuszonych dłoniach może już nie dać rady. Cena kremu to w cenie regularnej ok. 15 zł, ale często jest na promocji w hebe za 8/9 zł. Myślę, że warto szukać go właśnie w niżej cenie. W regularniej za 30 ml średnio się opłaca, bo inne - większe wersje kremów tej firmy, które są równie dobre (a nawet lepsze) są tańsze :)
Na dzisiaj przygotowałam aktualizację jednego z Waszych ulubionych postów czyli kosmetycznych premier. Wpis dotyczący marca znajdziecie tutaj, a dzisiaj przegląd dotyczył będzie 3 miesięcy, ale jednak dominować będą nowości, które pojawią się w kwietniu :) Dokładne 'terminy' pojawienia się nowości napiszę pod każdym kolażem. Jeśli jesteście ciekawe co ciekawego tym razem przygotowałam to zapraszam!
Zacznę od produktów, które bardzo mnie zainteresowały, czyli bąbelkowych maseczek od AA. Miałam swego czasu podobne maski w płachcie, aczkolwiek te mają być 'zwykłymi - kremowymi', które dodatkowo mają zmieniać kolor ;D Brzmi bardzo ciekawie, sam wygląd także zachęca do kupienia, więc prędzej czy później będą moje. Pojawią się w maju w drogeriach.
Kolejne nowości tej firmy to mleczka do mycia i peelingi do ciała z serii wegańskiej. Te produkty z kolei mają pojawić się już w kwietniu.
Kolejne produkty na które na pewno się skuszę to peelingi do ciała Dove, czyli całkowita nowość w ich ofercie. Jak wiecie uwielbiam wszelkie zdzieraki do ciała, a te mają dodatkowo ciekawe zapachy - granat i masło shea, kiwi i aloes oraz orzech makadamia i mleko ryżowe. Nieco gorszą wiadomością jest to, że pojawią się dopiero w czerwcu..
Kolejna bardzo ciekawa nowość to ampułki od Eveline, czyli po prostu maski w plachcie. U mnie maseczki te firmy średnio się sprawdzają, aczkolwiek te wyglądają interesująco. Z tego co kojarzę oprócz wersji ze zdjęcia na pewno dostępna jest jeszcze wersja liftingująca - czerwona. Dostępne będą już w następnym miesiącu.
Wśród nowości pojawią się także płyn micelarny z wodą termalną i woda tonizująca z minerałami magmy. Dostępne będą jednak dopiero w maju. Za to w kwietniu można szukać pozostałych nowości ze zdjęcia czyli kuracji - odmładzającej i nawilżającej oraz plasterków na nos.
Niedawno wspominałam Wam, że Neutrogena w ostatnim czasie bardzo się 'rozrosła' pod względem oferty produktów. Na kolażu umieściłam kilka nowości, a tak na prawdę jest ich dużo więcej. W maju premierę będą miały kosmetyki do twarzy: żel-krem do twarzy i pod oczy, peeling, nawadniający żel do twarzy, mleczko, krem - maska do twarzy. W czerwcu z kolei czekają nas nowości do pielęgnacji ciała: żelowy krem do rąk, balsam, sprej do ciała i aksamitny mus.
Do nowej lini Venus Nature dołączą krem nawilżająco - kojący i płyn micelarny. Micel pojawi się także w ofercie Soraya, jeśli się nie mylę w 2 wersjach. Wiele z Was pewnie ucieszy się z dostępności 'płynnej pielęgnacji nawilżającej' od L'oreal. Wiem, że wiele z Was swego czasu żałowało, że nie jest dostępna u nas. Wszystkie kosmetyki mają pojawić się już w najbliższym miesiącu.
Marka Vis Plantis przygotowała także kilka nowości - m.in. peelingi, które bardzo mnie ciekawią :) Oprócz wersji z liczi dostępne będą także 2 inne: olej arganowy i lniany oraz olej z róży i olej bawełniany. Do oferty zawitają także olejki do ciała i pod prysznic oraz olejek w balsamie nivea. Wszystko dostępne ma być od kwietnia.
Czas na włosowe nowości - jedną z ciekawszych propozycji są suche szampony od Loreal w oryginalnych wersjach zapachowych. Sama nie jestem zbytnio fanką tego typu produktów, ale wiem, że ucieszą wiele z Was. W kwietniu razem z tymi produktami pojawi się także nowa linia z olejem kokosowym w skład której wejdą: szampon, odżywka i maska, nie widoczna na zdjęciu.
Z kolei Garnierna kwiecień przygotował m.in nową linię z aloesem, czyli szampon, odżywkę i krem bez spłukiwania. Ten ostatni produkt pojawi się także w wersji z olejem arganowym. Jeszcze ciekawsze jak dla mnie będą 'owocowe' maski do włosów, ale na nie trzeba poczekać do czerwca.
Kolejne włosowe nowości na czerwiec to nowe wersje szczotki TT. Już w kwietniumożemy za to szukać nowych linii produktów z head&shoulders, czyli szamponu i odżywki. Na zdjęciu wersja z olejkiem arganowym, ale jeśli się nie mylę to będzie ich znacznie więcej.
Oprócz produktów do pielęgnacji Loreal przygotował także kilka kosmetyków do makijażu - krem bb i rozświetlacze - w paletce i sztyfcie. Wśród sławych eos-ów pojawi się z kolei nowa - aloesowa wersja. Dostępność produktów --> kwiecień.
Od Eveline dostaniemy: krem cc, baze pod makijaż i fixer.Delia znana głównie z henny do brwi rozszerzyła swoją ofertę o zestaw - wosk i 2 cienie. Nie mogło też zabraknąć w przeglądzie Bielendy, jednak tym razem wśród nowości od tej marki znalazłam tylko jeden produkt - fluid z witaminami :D Wszystkie nowości dostępne będą od nowego miesiąca.
Lovely tym razem ma dla nas głównie rozświetlacze, dostępne w 2 seriach,metaliczne pigmenty i pomadki w serii nude i holograficznej. Jak dla mnie tylko pomadki (z serii nudziakowej oczywiście! :D) wydają się interesujące, ale pewnie wiele z Was ucieszy się z rozświetlaczy. Wszystko dostępne będzie już w następnym miesiącu.
Nowości wibo to przede wszystkim lakiery hybrydowe i inne produkty niezbędne do wykonania tego manicure. Oprócz tego w maju pojawią się też: peeling do ust, puder do twarzy, trio do konturowania, serum - primer i płynne rozświetlacze. Do nich w czerwcu dołączą też płynne fluidy. Swoją drogą nie wiem czy zauważyłyście, ale opakowania wibo zawsze jakoś prezentują się lepiej i bardziej 'elegancko' od lovely, które jak dla mnie zazwyczaj wygląda dość tandetnie niczym produkty z gazet, które kupowało się za dzieciaka :D A może to tylko moje przemyślenia?! :P
Czy są na sali fanki kokosa w każdej postaci!? :D Jeśli tak to dzisiejszy wpis jest właśnie dla Was, bo będzie mowa o kokosowym olejku w kremie do ciała od Bielendy. Jeśli jesteście ciekawe jak wypadł pod względem zapachu i jak ogólnie sprawdził się u mnie --> antyfanki wszelkich olejków to zapraszam do czytania! :)
Opakowanie to miękka tuba o pojemności 200 ml zamykana na zatrzask. Ogólnie jest wygodna, bez problemu wydobywamy balsam, aczkolwiek pewnie pod koniec trzeba będzie ją rozciąć. Pod światło możemy skontrolować ile produktu zostało nam do użycia.
Pewnie najbardziej ciekawi Was zapach tego produktu - muszę przyznać, że jest on bardzo udany. Wiecie, że nie jestem fanką słodkich zapachów, więc nieco się go obawiałam, jak się okazało niepotrzebnie :D Należy on bowiem do delikatnych i nienachalnych woni. Kokos - kokosowi nie równy tak na prawdę w kosmetykach, ale tutaj nie wyczuwam w nim zbytnio chemii. Myślę, że zadowoli wszystkie fanki tego owocu :)
Konsystencja pozornie mało ma wspólnego z olejkami. Swego czasu miałam od Bielendy mleczny olejek do ciała (tutaj recenzja) i myślałam, że ten produkt będzie do niego zbliżony konsystencją. Okazało się jednak, że jest od niego dużo bardziej gęsty, taki typowy dla balsamów do ciała ;) Przy rozsmarowywaniu jednak czujemy już tłustość i olejki.
Produkt bez problemu rozprowadza się na ciele i nie zostawia po sobie tłustej warstwy, której tak nie lubię. Mogę nawet powiedzieć, że wchłania się dość szybko jeśli nie nałożymy zbyt dużej ilości. Trzeba co prawdę chwilę odczekać, ale nie musimy obawiać się, że zostawi ślad np. na piżamie :) Jeśli chodzi o nawilżenie to jest ono na prawdę niezłe. Może nie zadowoli posiadaczy mega suchej skóry, ale jak dla mnie jest ono wystarczające. Jeszcze rano czuję, że dzień wcześniej wieczorem używałam balsamu.
Minusem może być wydajność, bo 'ucieka' mi on na prawdę szybko. Co z drugiej strony potwierdza to jak mi się spodobał :P Skład nie jest najgorszy, już na 2 miejscu w składzie mamy olej kokosowy, a za nim kolejny.. W cenie regularnej balsam kosztuje 15 zł, ale często pojawia się na promocjach za 10 zł. Dostaniecie go w większości drogerii np. hebe. Oprócz mojej wersji do wyboru są także dwie inne w tym arganowa :)
Ostatnio na moim blogu pojawiało się sporo (jak na mnie) recenzji kosmetyków kolorowych, a dzisiaj mam dla Was kolejną :D Cóż, czas nadrobić zaległości.. Zdjęcia do tego wpisu robiłam bowiem jeszcze latem jak będziecie mogły domyślić się po scenerii. Muszę nieskromnie przyznać, że niezmiernie mi się one podobają! ♥ Jednocześnie dodam, że tęsknie już nieco za ciepłem i piękną pogodą, która umożliwiała mi robienie zdjęć w takiej scenerii.. Robienie zdjęć w domu i szukanie odpowiednich dodatków, aby zrobić względnie 'jako-takie' zdjęcie już mnie nieco męczy :( Natura jednak jak dla mnie broni się sama i mam nadzieje, że niedługo znowu będę mogła wrócić do robienia zdjęć na dworze. Tyle słowem wstępu, bo i tak wyszedł on dość obszerny :P
Bohaterem dzisiejszego wpisu jest sypki puder ryżowy od Ecocery. Produkt kupujemy w kartoniku na którym znajdują się wszystkie niezbędne informacje od producenta, w tym skład. Właściwe już opakowanie to z kolei plastikowy, zakręcany słoiczek o sporej pojemności - 15 g. Jest ona większa niemal dwa razy większa od tej spotykanej w drogeryjnych pudrach np. wibo.
Do pudru połączony jest dodatkowo puszek do jego aplikacji. Sama go praktycznie nie używałam, zdecydowanie bardziej wolę aplikować pudry pędzlami. Jednak muszę przyznać, że stanowi on całkiem udane zabezpieczenie przed wysypywaniem się pudru np. w czasie podróży :)
Sitko przez które wysypujemy puder posiada dość duże dziurki, przez które może wysypywać się za dużo produktu. Jednak można sobie nim łatwo poradzić nie zdejmując 'zabezpieczenia' z całości. Ja zostawiłam sobie połowę zaklejoną i w ten sposób produkt się nie marnuje, a ilość jaka się wysypuje jest idealna do wykonania makijażu.
Zapach produktu jest delikatny i raczej neutralny, nie przeszkadza w żaden sposób przy aplikacji. Ani tym bardziej nie czuć go już po nałożeniu na twarz. Sam puder jest drobniutko zmielony, a jego kolor jest całkowicie transparentny.
Chociaż zauważyłam, że może on delikatnie bielić twarz. Mi akurat to nie
przeszkadzało, bo po 1 nie był to mocny efekt, a po czasie ładnie
stapiał się z podkładem. Po 2 właśnie dodatkowo dawał efekt
'rozjaśnienia' podkładu, a że używałam go (i nadal używam) w okresie
jesienno - zimowym to było to jak najbardziej pożądane ;)
Na twarzy wygląda bardzo naturalnie, mogę się nawet zgodzić z producentem na temat nadawania 'jedwabistej gładkości' :D Ładnie scala makijaż i przedłuża jego trwałość.
Nie mam w zwyczaju poprawiać makijażu w ciągu dnia i tutaj też tego nie
robiłam. Po kilkunastu godzinach na uczelni makijaż nadal prezentował
się przyzwoicie. Do tego był bardzo komfortowy w noszeniu - nie czułam
go na twarzy. Duży plus też na krótki, prosty skład :)
Cena pudru to ok. 20 zł, co jak dla mnie nie jest zbyt wygórowaną stawką, chociażby ze względu na dużą pojemność. Sama używam go jakoś od września - kilka razy w tygodniu, a zostało mi go jeszcze co najmniej na kilka najbliższych tygodni :) Po użyciu pewnie skuszę się na wersję bambusową, albo bananową, która pojawiła się w ofercie jeśli się nie mylę nie dawno. Oprócz sypkich wersji dostępne są także wersje w kompakcie.
Znacie ten produkt? Jak u Was się sprawdził? A może miałyście inne wersje? :)
Jeszcze kiedyś firma Neutrogena kojarzyła się niemal wyłącznie z pomadkami, kremami do rąk i balsamami do ciała. Aktualnie marka poszła 'do przodu' i w drogeriach mamy dostępny spory wybór chociażby produktów do twarzy. Dzisiaj krótko opowiem Wam o podwójnie działającym peelingu do twarzy. Ma on zwężać pory, a skóra po użyciu ma być matowa - brzmi nieźle, ale czy na pewno tak jest?
Peeling znajduje się w plastikowej, miękkiej tubce o pojemności 150 ml. Jest on zamykany na zatrzask, więc opakowanie ogólnie można uznać za wygodne. Dominuje kolorystyka zieleni, część tubki jest też przeźroczysta, dzięki czemu pod koniec opakowania można kontrolować ile produktu jeszcze nam zostało do użycia.
Co mnie skusiło do zakupu to chyba obietnica 'podwójnego działania'. Od razu pomyślałam 'to musi być coś', a producentowi chyba chodziło tylko o dwa rodzaje drobinek :DD Ale po kolei.. Konsystencja produktu jest kremowa z dwoma rodzajami drobinek jak już wspomniałam. Pierwsze z nich to zielone kuleczki, które nic jak dla mnie nie robią, a jedynie ślizgają się po twarzy. Możecie je kojarzyć z różnego rodzaju żeli peelingujących.
Drugi rodzaj odkryłam w sumie dopiero po czasie - są to małe drobinki coś a'la korund. One byłyby już całkiem fajne, gdyby nie fakt, że jest ich tyle co kot napłakał :D Działanie więc jak dla mnie szału nie robi, w sumie nie wiem czego spodziewałam się po peelingu do stosowania na co dzień. Bardziej określiłabym go jako właśnie żel peelingujący. Jeśli takowych używacie to produkt może być dla Was czymś ciekawym. Jeśli tak jak ja używacie mydełek + mocniejszych peelingów to będziecie pewnie zawiedzione.
Nie muszę chyba mówić, że o działaniu matującym czy niwelującym zaskórniki nie ma mowy!? :D Jak dla mnie plusem tego produktu - jednym z niewielu zresztą, jest zapach --> przyjemny cytrusowy, ale ze słodką nutą jakby jogurtową. Przyjemnie się go używało rano dzięki temu.
Cena produktu dochodzi nawet do 20 zł, ale sama kupiłam go na promocji za połowę. Tak też polecam go szukać jeśli jesteście zainteresowane, bo cena regularna jest jak dla mnie zbyt wysoka.. Znajdziecie go w większości drogerii np. hebe.
Po małej przerwie wracam do Was z przeglądem kulturalnym. W styczniu nie udało mi się go opublikować, bo szczerze mówiąc niewiele obejrzałam z racji sesji i zaliczeń. Za to spora część lutego była dla mnie wolna, dzięki czemu mam dla Was sporo propozycji. Będzie muzyka, filmy, ale też i seriale i.. książki! :D Większość propozycji uważam za bardzo udane, więc tym bardziej zapraszam do czytania!
Muzyka
Piotr Zioła - Safari
Bitamina - Dom
Paweł Domagała - Gdybyś była
Paweł Domagała - Nie zdejmuj rąk
Krzysztof Iwaneczko i Paulina Sykut - Jeżyna - Daj nam chwilę
Dwa minione miesiące były przepełnione wręcz odkryciami muzycznymi. Ja i tak ograniczyłam się tutaj tylko do kilku. Takie 2 największe trochę stare - nowe odkrycia to Piotr Zioła i Paweł Domagała. Obu wcześniej słuchałam jakichś pojedynczych piosenek, ale ostatnio dopiero regularnie i 'świadomie' :) Domagała to w sumie odkrycie dzięki serialowi, który niedawno oglądałam - o tym wspomnę jeszcze później. Utwór "dom" odkryłam dzięki Spotify i niesamowicie się w niego wkręciłam. Ostatnia piosenka będzie już pewnie znana, bo często leci w radiu ostatnio. Pochodzi ona z filmu, który miał niedawno premierę. Tekst wpada w ucho i swoje pewnie też zrobił fakt, że autorem słów jest Igor Herbut, czyli wokalista mojego ulubionego zespołu :D
Film
Cudowny chłopak
Auggie od dziecka ma zdeformowaną twarz. W nowej szkole chce udowodnić rówieśnikom, że piękno to więcej niż wygląd.
Na początek jedna z najnowszych kinowych propozycji, która zbiera niemal same pozytywne opinie. Które zresztą sama w zupełności podzielam! Bardzo udana propozycja, z pięknym przesłaniem, zmuszająca widza do refleksji. Nie wylądował on u mnie co prawda w gronie ulubionych filmów, ale zdecydowanie jest wart polecenia! Dodatkowo myślę, że jest to taka propozycja, która niemal każdemu przypadnie do gustu :)
Co ty wiesz o swoim dziadku?
Mający się wkrótce ożenić Jason zabiera swojego dziadka na przejażdżkę po Florydzie.
Tą propozycję nazwałabym typowym filmem z Efronem, czyli dość głupkowatym i płytkim :P Nie raz już Wam wspominałam, że nie przepadam za takim typem filmów. Gdyby nie to, że oglądałam go podczas babskiego wieczoru to powiedziałabym, że była to strata czasu.. Tak to oceniam go trochę lepiej, ale i tak nie polecam od siebie :D
Trzy billboardy za Ebbing Missour
Samotna matka, która straciła córkę w wyniku morderstwa, wynajmuje 3 tablice reklamowe, umieszczając na nich prowokacyjny przekaz.
Kolejny świeży film, który ostatnio jest mocno na topie. Jeśli czytacie przeglądy kulturalne przez dłuższy czas doskonale wiecie, że kryminały to jeden z moich ulubionych gatunków. Tutaj do obejrzenia zachęcały mnie dodatkowo wysokie oceny i wysoka pozycja w top 500 na filmwebie, oraz mnóstwo nagród i nominacji w tym oscarowe. Oglądałam go razem z bratem - takim samym maniakiem kryminałów jak ja, więc nasze oczekiwania były spore.. Spotkało nas jednak wielkie rozczarowanie i zgadzamy się ze sobą, że jako kryminał wypada mega słabo. Zakończenie jest jakby w połowie filmu, byliśmy zaskoczeni jak się kończył, że to już, bo dla nas jeszcze się dobrze nie zaczął :D Być może się nie znamy, mnie ogólnie mało który oskarowy film zachwyca.. Jeśli oglądałyście dajcie znać jakie macie o nim zdanie - jestem mega ciekawa!
Pełnia życia
Młody, pełen życia mężczyzna zapada na chorobę, która powoduje paraliż.
Tutaj już mamy drugą w tym zestawieniu perełkę. Film opowiada piękną historię, która zdarzyła się na prawdę. Wzruszy pewnie nie jednego widza, ale przy tym też daje takiego 'kopa'. Słodko - gorzka historia bardzo dobrze zagrana, z pięknymi ujęciami, kostiumami i muzyką. Dobry film z fajnym klimatem, zapadający w pamięć, zdecydowanie wart obejrzenia! :)
Nie ma drugiej takiej
Niespodziewana i okrutna diagnoza sprawia, że Abbie zaczyna szukać nowej dziewczyny dla Sama - swojego narzeczonego, który nie ma pojęcia o randkowaniu.
Dość popularna ostatnio propozycja.. Już nie raz wspominałam Wam, że bardzo lubię 'cięższe' filmy w temacie nowotworów, długo więc nie trzeba było mnie przekonywać do tego filmu. Oglądałam już wiele podobnych tematycznie produkcji, ale ta wypada całkiem wysoko w moim rankingu. Temat został tu przedstawiony całkowicie inaczej, mamy (znowu) słodko - gorzką historię, która na dłużej zostaje w naszej pamięci. Jak każda produkcja Netflixa, tak i ta została bardzo dobrze zrobiona, do tego nowi, nieznani aktorzy - wszystko to sprawia, że film ogląda się z przyjemnością. Kolejna pozycja do zapisania i obejrzenia! :)
Serial
Powiedz tak
Profesjonalna organizatorka wesel i ślubów pomaga młodym parom w przygotowaniu się do uroczystości.
Być może część z Was kojarzy ten serial, bo był on emitowany w tv w 2016 r. Ja sama trafiłam na niego całkiem przypadkowo na yt i muszę przyznać, że bardzo mi się spodobał :) Może nie jest on jakimś arcydziełem, które szczególnie bym zachwalała, ale jako przerywnik od nauki w sesji sprawdził się idealnie! Jeśli szukacie czegoś nie wymagającego to myślę, że będzie on całkiem niezłym wyborem :) Warto wspomnieć, że w serialu jest dużo muzyki Domagały - m.in. z tego względu pojawiło się jej tyle na poczatku. No i właśnie dzięki temu aktorowi w serialu jest wiele zabawnych momentów. Nieco żałuję, że serial miał tylko 1 sezon, bo jak dla mnie wypada dużo lepiej od innych polskich seriali aktualnie emitowanych.
Diagnoza
Serial, którego nie trzeba nikomu przedstawiać, bo podejrzewam, że każdy o nim przynajmniej słyszał. Pierwszy sezon był emitowany jeszcze w 2017 r i pamiętam jak zbierał dużo pozytywnych opinii. Ja dopiero teraz go nadrobiłam przy większej ilości wolnego czasu i muszę przyznać, że bardzo mi się podobał. Zresztą ogólnie jestem fanką 'medycznych' seriali, więc podejrzewałam, że przypadnie mi do gustu. Zakościelny dodatkowo jest zawsze dobrym powodem, by obejrzeć film, czy serial :DD Teraz już odcinki oglądam na bieżąco, bo od niedawna już trwa 2 sezon, jeśli nie znacie to jak najbardziej polecam ;)
Wielkie kłamstewka
Idealne życie 3 matek przybiera nieoczekiwany obrót, gdy w miasteczku dochodzi do zbrodni.
Ostatni serial to już małe rozczarowanie.. Ogólnie jest to produkcja bardzo popularna, znajduje się dość wysoko w rankingu filmwebu i ma wysoką ocenę. Wiele osób się nią zachwycało, a na mnie jednak wrażenia zbytnio nie zrobiła. Niby trzyma w napięciu i do końca nie wiadomo kto jest winowajcom, ale każdy odcinek miałam wrażenie, że mi się dłużył. W pierwszych odcinkach w ogóle ciężko mi się go oglądało, bo serial jest przedstawiany jakby z dwóch perspektyw. Akcja rozgrywa się w okresie 'przed zbrodnią', a do tego jest już sporo wstawek 'po', które są głównie opowieściami o głównych bohaterkach. Nie powiem, że był on jakiś mega zły, ale na kolejny sezon raczej się nie skusze.
Książki
Confess
Jakiś czas pisałam Wam o serialu o tym samym tytule, który zresztą bardzo mi się spodobał. Na tyle by skusić się na przeczytanie książki :D Wiem, że kolejność powinna być odwrotna, ale i tak książkę bardzo przyjemnie się czytało :) Mimo, że znałam fabułę to i tak bardzo pozytywnie ją oceniam - chyba najlepiej ze wszystkich książek autorki. Jeśli jesteście fanką typowo babskich lektur to myślę, że Wam się spodoba ;)
Tysiąc pocałunków
Przyznaję, że skusiłam się na tą książkę głównie ze względu na okładkę, która wpadła mi w oko. Z fabułą jest jednak gorzej.. Już od pierwszy stron książka mnie nie zaciekawiła i w sumie od samego początku można domyśleć się zakończenia. Tak na prawdę niczym ona nie zaskakuje, przeciwnie - czytanie wręcz się dłuży. Sama kilka stron potraktowałam powierzchownie, równie dobrze można powiedzieć, że nawet je pominęłam :D Miałam też wrażenie, że mimo, iż książka opowiada o trudnym i bądź co bądź ważnym temacie to cała historia została przedstawiona w słodki, wręcz nierealny sposób. Być może bardziej spodoba się młodszym czytelnikom - mi nie przypadła do końca do gustu, choooociaż zła nie jest :P
Coś znacie, do czegoś Was zachęciłam? :) Co ciekawego sami ostatnio oglądaliście/czytaliście? - koniecznie podzielcie się swoimi typami w komentarzach, a może w następnym przeglądzie właśnie one się pojawią :D