Heeeej :)
W końcu udało mi się przygotować wpis na temat peelingu, który od samego początku był dla mnie zagadką. Rozwiązanie jej zajęło mi sporo czasu, ale w końcu się udało :D
Bohater dzisiejszego wpisu znalazł się u mnie głównie dzięki pozytywnym opiom na instagramie, wypatrzyłam go m.in u Korneli. Dodatkowo skusiła mnie nowa dla mnie marka - Natura Estonica i obietnica naturalnego składu. W domu okazało się jednak, że trafił mi się peeling nieco 'oszukany'.. Dlaczego? O tym przeczytacie w dzisiejszym poście! :D
Zanim przejdę do konkretów, kilka słów wstępu na temat opakowania. Należy ono do wygodnych, peeling zamknięty jest bowiem w tubie o pojemności 150 ml, z zamykaniem na zatrzask. Nie sprawiało mi ono problemów :) Zapach należy do tych trudnych do określenia, jednak jest delikatny i przyjemny, jakby odrobinę kwiatowy.
Produkt skusił mnie obietnicą mocnego peelingu i sporą ilością, niemałych zresztą drobinek. Miał być mocnym peelingiem z drobinkami zmielonych łupin orzechów cedrowych, a jego konsystencja miała wyglądać mniej więcej tak jak u Korneli (zdjęcie zapożyczone za zgodą właścicielki - jej recenzję znajdziecie tutaj):
Musicie wyobrazić sobie moje zdziwienie gdy podczas pierwszego użycia w żelu nie było ANI JEDNEJ drobinki. Czysty - przeźroczysty żel.. Z kolejnymi zużyciami, zobaczyłam, że zaczynają pojawiać się białe, przeźroczyste drobinki, a konsystencja wyglądała mniej więcej tak jak na zdjęciu poniżej.
Na pewno nie są to drobinki cedrowca, prawda!? Co jeszcze dziwne to w czasie użytkowania ilość drobinek się zmieniała i bardzo żałuję, że nie zrobiłam kilku zdjęć z różnych 'etapów' używania żelu. Na poczatku nie było ich wcale tak jak wspomniałam, po kilu użyciach zaczynały się pojawiać, ale bliżej było mu do żelu peelingującego niż konkretnego peelingu. Potem było ich coraz więcej, a teraz - gdy peeling się kończy jest ich na prawdę sporo! Widać dużą różnicę w ich ilości, a peeling stał się dużo gęstszy. Wiem, że brzmi to niemal absurdalnie, bo sama byłam bardzo zdziwiona sprawą ilości drobinek, ale tak właśnie było :D
Pozostała jednak sprawa drobinek - w składzie jak widzicie wszystko się zgadza i na 3 miejscu są zmielone łupiny orzeszków cedrowych, tyle że nie ma ich w środku :DD Zrobiłam jednak research w internecie i zobaczyłam, że w starszych recenzjach przewijają się niemal same peelingi w których w składzie na miejscu zaginionych orzeszków był polietylen. Tak więc zagadka została rozwiązana - mam starą wersję peelingu w nowym opakowaniu, a dokładniej opakowaniu ze zmienionym składem :D Swoją drogą plastikowe drobinki w kosmetyku bio to dość słabe rozwiązanie. Chyba wszyscy już słyszeli o szkodliwym ich wpływie na środowisko, więc sobie daruję :P Także zmiana składniku na +, szkoda tylko, że mi trafił się 'feralny' egzemplarz..
To było chyba najdłuższy opis konsystencji w historii tego bloga :D Teraz więc krótko o działaniu: żel w którym zatopione są drobinki ładnie się pieni i dobrze oczyszcza cerę. W końcowym etapie używania peelingu, gdy drobinek było już na prawdę sporo całkiem nieźle radził sobie z usuwaniem martwego naskórka, a cera była przyjemnie wygładzona. Szkoda tylko, że nie było tak przez cały okres używania produktu..
Nasza historia była jak widać długa i zawiła.. :D Ale jeśli mimo wszystko macie na niego ochotę to znajdziecie go głównie w sklepach z naturalnymi kosmetykami oraz w drogeriach internetowych. Jego cena to ok. 13 - 14 zł.
Znacie ten produkt? A może miałyście inne kosmetyki tej marki, które są warte wypróbowania?
Niezłe jaja :) Nawet lubię kosmetyki tej marki :)
OdpowiedzUsuńNie miałam tego pilingu :) wyobrażam sobie Twoje zdziwienie widząc taki czysty żel bez drobinek. Chyba się na niego nie skuszę :D Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńTo ci się trafiło... Plastikowe drobinki to rzeczywiście słabe rozwiązanie. Szkoda :(
OdpowiedzUsuńTo wyobraź sobie moje zdziwienie, jak kupiłam maskę Kallosa Placenta z łożyskami roślinnymi i na opakowaniu brakowało T :D :D :D. Niestety, do dziś nie wiem, jak to się stało, internet nie słyszał o takim przypadku, a nie sądzę, żeby ktoś podrobił maski za 6 zł sztuka, które nawet nie są hitem sprzedażowym ;)
OdpowiedzUsuńGdzieś już wydaje mi się słyszałam o Twojej 'historii' z tym kosmetykiem. Też niezłe jaja :D
UsuńNo niezły hit z tym peelingiem :D musisz wypróbować tą nową wersję bo jest naprawdę fajna :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mam ochotę szczerze mówiąc :P
UsuńO jaaaa, ale Ci się trafiła sytuacja z tym peelingiem.
OdpowiedzUsuńO matko, a myślałam, że tylko ja mam pecha do jakiś felernych egzemplarzy kosmetyków :O
OdpowiedzUsuńNie znam tego produktu ani nawet firmy ale chętnie bym go wypróbowała jednak w tej właściwej wersji :D
OdpowiedzUsuńNiezły numer przyznam 😁
OdpowiedzUsuńNie znam marki :)
OdpowiedzUsuńChyba bym sobie dała spokój z używaniem tego peelingu. To oszustwo i tyle skoro spodziewasz się czegoś innego, opakowanie jest okej, skład też a w środku wszystko odbiega od oczekiwań... będę go unikać ;)
OdpowiedzUsuńNie lubię marnować kosmetyków, tym bardziej, że w sumie nie zrobił mi krzywdy więc nie widziałam mimo wszystko powodów by go odstawić :P
UsuńHa długa i zawila ale na pewnie w pamieci pozostanie
OdpowiedzUsuńTo na pewno..
UsuńJa tam nie znam specyfiku ;-)
OdpowiedzUsuńNie miałam tego, ale moja skóra wrażliwa często marudzi na takie produkty :P
OdpowiedzUsuńNo to nieźle poszaleli...
OdpowiedzUsuń*pozytywnym opiniom :)
Dzięki! :)
UsuńUbawiłam się tym postem :) Szkoda, że tak wyszło, bo na pewno byłaś bardzo rozczarowana, ale zmiana składu kosmetyku to duży plus :)
OdpowiedzUsuńW takim razie cieszę się, że chociaż kogoś rozbawiłam! :D
UsuńTo nieźle Ci się trafiło z tym peelingiem. Na początku myślałam, że może w ogóle drobinek nie będzie, a tu stara wersja. Poszaleli w fabryce ;) Podoba mi się za to konsystencja nowej wersji z orzechami cedrowymi :)
OdpowiedzUsuńNo to ciekawe jaja ;D
OdpowiedzUsuń