21.4.22
Test fioletowej linii Face Boom Superstar - peeling do twarzy, maseczka w płachcie i masło do demakijażu (porównanie z balsamem Fluff).
W minionym roku udało mi się dość dobrze poznać różową linię Face Boom, przetestowałam: gruboziarnisty peeling, nawilżająco - kojący krem do twarzy, serum do twarzy oraz wszystkie dostępne maseczki. Od tego czasu marka mocno się rozwinęła i powstały kolejne serie - fioletowa, zielona i kremowa. Ta druga i trzecia przede mną, ale udało mi się już nadrobić zaległości i poznać kilka produktów z linii fioletowej Superstar.
Zanim przejdę do recenzji zdradzę, że sam wygląd produktów totalnie mnie kupuje! Mój ulubiony kolor, minimalistyczny look i do tego holograficzne elementy - zdecydowanie trafili w mój gust :D
MASŁO DO DEMAKIJAŻU FACE BOOM
Zacznę od produktu, na którego wypróbowaniu najbardziej mi zależało. Masło zamknięte jest w plastikowym zakręcanym słoiczku, dodatkowo zabezpieczonym sreberkiem. Pojemność to 40 ml, więc nieco mniej niż w balsamie Fluff (50 ml).
Po otwarciu słoiczka ucieszyłam się, że konsystencja nie jest tak zbita jak w balsamie Fluff. Tam musiałam wręcz 'skrobać' produkt. Tutaj rzeczywiście przypomina on mięciutkie masełko - nie ma najmniejszych problemów z nabraniem produktu. Mam wrażenie, że potrzeba mniejszej ilości do zmycia makijażu, bo mimo nieco mniejszej pojemności wystarczył mi na dłużej niż Fluff. Balsamu używałam niecały miesiąc luty (ok. 3 tygodnie), a masła Face Boom ponad miesiąc, nawet a nawet 1,5 miesiąca :)
Zapach to kolejny punkt, w którym Face Boom wypada lepiej niż migdałowo - malinowy Fluff. Face Boom pachnie jak jagodowy jogurt. Chociaż Aneta przyrównywała go do zapachowych gumek do mazania i przyznaję, że często podczas demakijażu miałam podobne skojarzenia :D
Dużym atutem balsamu jest także fakt, że nie podrażnia oczu i nie powoduje 'mgły' - przeciwnie do Fluff :D Produkt szybko usuwa podkład i puder, dobrze radzi sobie nawet z tuszem do rzęs i produktami do brwi - nie trzeba specjalnie trzeć oczu. Mam wrażenie, że wodą zmywa się nieco ciężej niż Fluff, bo słabiej emulguje, jednak różnica nie jest diametralna. Użycie żelu po myciu zdecydowanie jest konieczne.
Podsumowując masło okazało się o wiele lepsze od podobnego produktu Fluff. Było przede wszystkim wygodniejsze w aplikacji i nie podrażniało oczu. W zimniejszych miesiącach chętnie po niego sięgałam, ale teraz, gdy zrobiło się cieplej wydawaj mi się zbyt tłusty i jakby zbyt ciężki dla mojej cery, która ostatnio zaczęła się nieco buntować. Na pewno nie jest to produkt do stosowania przez cały rok.
NAWILŻAJĄCO - ROZŚWIETLAJĄCY PEELING DO TWARZY
Muszę przyznać, że do peelingu podchodziłam z rezerwą. Jakoś drobinki zdzierające w postaci cukru nie były nigdy dla mnie kuszące. Tutaj to właśnie one odpowiadają za złuszczanie, oprócz tego mamy też enzym z papai. Okazały się one jednak mega przyjemne! Zatopione w nieco olejkowej, ale nie tłustej (!) formule zapewniały przyjemny masaż.
Po jego zastosowaniu buzia była gładziutka, pozbawiona suchych skórek, z którymi nie poradził sobie inny produkt jaki wtedy używałam. Buzia sprawiała dodatkowo wrażenie nawilżonej, była gotowa na przyjęcie kremu :) Zapach produktu był delikatny, jak dla mnie słabo wyczuwalny, co jest dość zaskakujące, bo marka przyzwyczaiła nas do intensywnych woni. Wiele osób skuszą także mieniące się drobinki zatopione w formule. Według producenta miały pewnie odpowiadać za rozświetlenie, jednak ja nic takiego nie zauważyłam. Mimo to uważam, że warto zwrócić uwagę na tą saszetkę. Zwłaszcza jeśli jesteście fanami mocnego zdzierania jak ja :)
WITALIZUJĄCO - ROZŚWIETLAJĄCA MASECZKA W PŁACHCIE
Płachta okazała się mieć super jakość - mięciutka, idealnie dopasowała się do kształtu twarzy. Nie była zbyt duża, ani za mała - nie marszczyła się, ani nie spadała podczas noszenia.
Nasączona była kremową esencją, więc trochę bardziej nietypowo, bo zazwyczaj jest żelowa. Esencji nie było specjalnie dużo - idealna ilość, nic nie kapało.
Sam zapach określiłabym jako perłowy, kremowy - przyjemny i nienachalny dla nosa.
W sztucznym świetle dało się zauważyć błyszczące drobinki na płachcie. Część z nich została na twarzy po zdjęciu maski, jednak po umyciu twarzy (co zawsze robię) już ich nie było. Twarz została przede wszystkim super wygładzona i ukojona. Dało się zauważyć wyrównanie kolorytu cery i ładne rozświetlenie. Maska dostarczyła cerze także nawilżenia, na tyle, że zrezygnowałam z nakładania kremu na noc. Mimo to, cera następnego dnia była wciąż w super stanie, zero suchych skórek!
Wszystkie produkty kupicie w Rossmannie, każdy mogę polecić, bo mi się sprawdził. Ceny regularne to odpowiednio: masło do demakijażu - ok. 24 zł, maska w płachcie - ok. 10 zł i peeling - ok. 6 zł. Warto polować na promocję, wtedy ceny są atrakcyjniejsze :)
Znacie te produkty? A może miałyście okazję poznać inne kosmetyki z fioletowej linii Face Boom?
No to się nie zgadzamy, bo według mnie te kosmetyki mają delikatne zapachy. Słodkie, pudrowe, ale nie intensywne.
OdpowiedzUsuńChyba mnie nie zrozumiałaś, bo pisałam, że ta linia akurat ma delikatne zapachy, miłe dla nosa. Intensywne ma różowa jak dla mnie :)
UsuńNo ja właśnie różowe miałam 😉 nie kuszą mnie po różowym peelingu gruboziarnistym (zdecydowanie kiepskim) i różowym peelingu enzymatycznym w proszku (miałam lepsze) 🙃
UsuńAż się uśmiechnęłam na wzmiankę o mnie, bo zdanie wcześniej pomyślałam, że ja nadal kojarzę go bardziej z gumką niż z jogurtem :D. To, że radzi sobie z makijażem, a nawet tuszem w stu procentach się zgadzam. Więc jeśli komuś zależy na tej właściwości na pewno będzie zadowolony, bo każdy inny aspekt tego produktu daje radę. Co do peelingu, to jak mocne zdzieranie to nie ja. Ostatnio i moja skóra się buntuje i mam sporo wyprysków. W ogóle trochę zeszłam z regularnością z peelingiem, żeby sobie tego nie roznosić po całej twarzy. Płacht nie miałam mega dawno, a leżąc w wannie bardzo pasowało mi to rozwiązanie, choć dalej twierdzę, że rzadko kiedy widać drastyczną różnicę między różnymi płachtami. Wszystkie wydają się mieć podobne działanie :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się! Płachty są do siebie bardzo wygodne, różnią się jedynie jakością i wygodą płacht :)
UsuńMoże się skuszę na przetestowanie tego balsamu do demakijażu :) Wcześniej zastanawiałam się właśnie nad Fluff, ale jeżeli ten wypada faktycznie lepiej, to nie ma się już co zastanawiać
OdpowiedzUsuńzofia-adam.blogspot.com
Ciekawa jestem szczególnie masła do demakijażu
OdpowiedzUsuńNie znam tych produktów, ale maski w płachcie uwielbiam. <3
OdpowiedzUsuńŚliczny odcień fioletu. <3
Ciekawi mnie to masło do demakijażu - te z Fluff miałam, ale nie było idealne 😀
OdpowiedzUsuńNie próbowałam jeszcze takiej formy demakijażu, jednak trochę mnie ciekawi. Peeling też z chęcią bym wypróbowała. :)
OdpowiedzUsuńBalsam do demakijażu to nie moja bajka niezależnie od pory roku. Niexbyt mnie kusi aktualnie ta kategoria produktów. Peeling za to może być ciekawą opcją i jak go znajdę na jakiejś fajnej promocji to wypróbuję, co potrafi 😉
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała poznać tę linię, szczególnie to masło do demakijażu ;)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej marce. Chetnie bym wypróbowała
OdpowiedzUsuńMi jakoś marka Face Boom nie przypadła do gustu. Testowałam kilka produktów i coś mi w nich nie pasowało.
OdpowiedzUsuńCiekawa seria. Z chęcią bym wypróbowała
OdpowiedzUsuńO TAAAK. Opakowania są przepiękne i sama chcę te produkty wypróbować. ♥ Masełko po Twojej recenzji dopisuję do 'pilnej' listy do kupienia :D
OdpowiedzUsuń