Obserwatorzy

Muszę przyznać, że przygotowanie dzisiejszego wpisu sprawiło mi wiele radości! Już kiedyś wspomniałam, że przygotowywanie postów na temat całej serii maseczek zawsze mnie cieszy, mimo czasu jaki muszę poświęcić na ich napisanie. Tym razem przygotowanie tego posta zajęło mi około 1,5 miesiąca (każdą saszetkę opisywałam na bieżąco), więc mam nadzieję, że post zostanie przez Was dobrze przyjęty i okaże się przydatny.

Bohaterami dzisiejszego maseczkowego przeglądu będą maski produkowane dla sieci sklepów Lidl. Pochodzące z serii Cien produkowanej przez Perfecta (pojedyncze saszetki) oraz Food for skin produkowanej przez Tołpa (saszetki podwójne). 

Przygotowując post miałam podwójną motywację, bo już rok temu ukazał się podobny post z maseczkami Lidlowymi. Do tej pory jest on jednym z najpopularniejszych na moim blogu! Często też trafiacie na mojego bloga szukając opinii na temat maseczek produkowanych dla Lidla. Uznałam więc, że warto zrobić małą aktualizację zwłaszcza, że maski ze stałej oferty zostały zmienione na nowe. Recenzje masek oczyszczających Food for skin znajdziecie we wspominanym poście do którego odsyłam - tutaj. Uznałam, że nie ma sensu się powtarzać skoro moje zdanie się nie zmieniło :) Także w tym poście znajdziecie recenzję nowych wersji maseczek Cien (od Perfecta) - standardowych i limitowanych z letniej edycji oraz łagodzącej maseczki Food for skin (od Tołpa).

ŁAGODZĄCA MASKA DO TWARZY NAWILŻENIE Z SOKIEM Z ALOESU FOOD FOR SKIN - CIEN

Muszę przyznać, że bardzo lubię saszetki właśnie w takiej formie jak ta - dwie osobne 'przegródki', każda idealna na jednorazowe użycie. Zapach wersji łagodzącej określiłabym jako lekko perfumowany, ale przyjemny dla nosa. Konsystencja jest dość gęsta, ale w dobrym znaczeniu, taka przyjemnie 'masełkowa'. Maska łatwo się rozprowadza i zmywa z twarzy. Po jej zmyciu czuć przyjemną gładkość skóry, cera rzeczywiście jest złagodzona i przyjemnie nawilżona. Zdecydowanie warto wypróbować tą saszetkę podobnie zresztą jak oczyszczające z serii Food for skin.

MASECZKA OCZYSZCZAJĄCO - NAWILŻAJĄCA Z ZIELONĄ GLINKĄ - CIEN

Maseczka o pastelowym zielonym kolorze (odpowiadającym opakowaniu) miała przyjemną kremową konsystencję. Dzięki czemu nie miałam żadnych problemów z jej zmywaniem, bo nie wysychała tak szybko jak klasyczne glinki. Jeśli chodzi o jej zapach to zdecydowanie nie należy on do tych uprzyjemniających aplikację :D Po zmyciu maski cera była przyjemnie zmatowiona i lekko oczyszczona. Na pewno nie miała wpływu na poprawienie nawilżenia skóry, ale też jej nie wysuszyła jak niektóre oczyszczające maseczki. Specjalnie sięgnęłam po nią w gorszym etapie mojej cery, kiedy miałam kilka niedoskonałości. Muszę przyznać, że udało jej się je lekko załagodzić. Nie wpłynęła może ona na poprawę stanu cery, ale jak na maskę za 1 zł wypadła na prawdę dobrze!

SUBTELNIE BRĄZUJĄCA MASECZKA BEZTROSKI KOKOS - CIEN

Muszę przyznać, że wersja z kokosem najbardziej ciekawiła mnie z wszystkich wariantów, zwłaszcza jeśli chodzi o formułę i zapach. Z kokosem w kosmetykach różnie bywa czasami jest pięknie odwzorowany, a czasami bardzo sztuczny i męczący. Tutaj jednak jest on w bardzo udanym wydaniu! Woń jest co prawda słodka, ale nie mdląca, ani nie męcząca - kojarzy mi się z princessą ♥ Konsystencja jest równie ciekawa - dość rzadka, ale nie na tyle, by ściekać z twarzy, lekko żelowa. Przypomina mi rzeczywiście kosmetyki brązujące, bo jest brązowa z mnóstwem złotych drobinek. Pięknie się prezentuje wizualnie! Po raz pierwszy spotkałam się z maską brązującą - z jednej strony obawiałam się tego efektu, a z drugiej byłam go mega ciekawa :D Oczywiście okazało się, że moje obawy były bezpodstawne. Nie zauważyłam zbytnio zmiany kolorytu w stronę brązu, za to koloryt był wyrównany. Twarz wyglądała promiennie i była lekko wygładzona. Może nie było efektu wow jeśli chodzi o efekty, ale sama formuła i zapach sprawiły, że maska pozostała po sobie bardzo dobre wrażenie. Polecam! 

MASECZKA WYRÓWNUJĄCA KOLORYT SŁONECZNE MANGO - CIEN

W przypadku wariantu z mango już nie było takiego zachwytu konsystencją czy zapachem jak w wypadku kokosa. Formuła była kremowa i dość lekka - ogólnie przyjemna, bez problemu się ją nakładało i zmywało. Zapach z pewnością nie określiłabym jako mango, więc część osób może być zawiedziona. Wiele osób porównuje ten zapach z płynem do mycia naczyń i chyba coś w tym jest :D Ja czuję cytrusy - nie ma tragedii, ale szału też nie. Co do efektów to zauważyłam przede wszystkim przyjemne wygładzenie i lekkie nawilżenie. Ogólnie moja cera podczas stosowania maski była w dobrej kondycji, więc w sumie nie widziałam dużej różnicy w działaniu przed i po :P

MASECZKA ODMŁADZAJĄCA Z CERAMIDAMI - CIEN

Ta wersja maski zdecydowanie jest najmniej dopasowaną do mojego typu cery, która (jeszcze) nie potrzebuje odmłodzenia :D Natomiast i tak byłam ciekawa jak zadziała, więc wylądowała w moim koszyku. Zapach maski był kremowy, lekko perfumowany, mi osobiście kojarzy się z takimi kosmetykami dla cer dojrzałych. Nie mniej jednak jest całkiem przyjemny. Konsystencja jest kremowa ze sporą ilością złotych drobinek, jednak takich subtelnych, nie przypominających brokatu. W przeciwieństwie do wersji kokosowe tu zostały one dłużej na twarzy po zmyciu maski wodą. Sama wspomagałam się dodatkowo żelem, by je usunąć, co udało mi się częściowo. Mi samej jednak one zbytnio nie przeszkadzały, chociaż wiem, że wiele osób mogą zniechęcić. Jeśli chodzi o efekty to muszę przyznać, że byłam na prawdę nimi zaskoczona! Cera sprawiała wrażenie jakby bardziej napiętej, a do tego gładziutkiej! 

MASECZKA INTENSYWNA REGENERACJA RAJSKI BANAN - CIEN

Pierwsze na co zwróciłam uwagę w tej masce to cudowny zapach dojrzałego, słodkiego banana. Zdecydowanie umilał wieczorne spa! ♥ Konsystencja też była bardzo przyjemna - żelowa, łatwo się nakładała na twarz i z niej zmywała. Po użyciu maski zauważyłam, że cera jest gładziutka - rzeczywiście jakby bardziej zregenerowana. Efekt może nie był długotrwały, ale za tą cenę warto wypróbować, zwłaszcza dla zapachu!

MASECZKA DETOKSYKUJĄCA PEEL OFF Z WĘGLEM AKTYWNYM CIEN

Przyznaję, że tą wersję maseczki kupiłam wyłącznie po to, by wpis obejmował wszystkie dostępne wersje masek :D Nie jestem fanką akurat wersji peel off, więc nie była ona dla mnie zbyt ciekawa i zbytnio się nie pomyliłam. Ale od początku.. Tym  razem saszetka ma pojemność 8 ml, a nie 10 ml jak pozostałe wersje. Sama starałam się ją nakładać bardzo cienko tak by w miarę szybko wyschnęła, więc odrobinę maski wylądowało w umywalce, bo było jej za dużo w opakowaniu. O dziwo zapach maski nie był tragiczny, oczywiście alkoholowy, ale nie tak mocny jak w niektórych peel off'ach. Konsystencja była typowa nieco glutkowata, ale w miarę dobrze się rozprowadzała. Jeśli chodzi o wysychanie to tym razem byłam cierpliwa i po ok. 0,5 h maska ładnie wyschła i udało mi się ją ściągnąć w jednym kawałku. Także to duży sukces! Jeśli chodzi o efekty to nie widzę nic pozytywnego, przeciwnie - skóra domagała się dawki nawilżenia, bo była lekko wysuszona.

MASECZKA NAWILŻAJĄCA Z WITAMINAMI E, C I F - CIEN

Ostatnia z wersji jaka została mi do zrecenzowania jest najbardziej zbliżona do poprzednich wersji tych lidlowych maseczek. To takie połączenie starej wersji miodowo - migdałowej i pomarańczowo - aloesowej. Konsystencja maski jest bardzo kremowa, taka wręcz otulająca masełkowa! W zapachu czuć głównie miód. Te dwa aspekty sprawiają, że ten wariant wydaje mi się idealny na zimę :D Jednak działanie już dla mnie jest za słabe na tą porę roku. Mam wrażenie, że bardziej nawilżająca była wersja z bananem. Tutaj cera jest rzeczywiście gładka i sprawia wrażenie dopieszczonej, ale nie ma takiego odczucia zregenerowania czy dodatkowej dawki nawilżenia.

Podsumowując.. czy polecam maski z Lidla?

Zdecydowanie tak! Największym plusem tych lidlowych maseczek jest spora pojemność 10 - 12 ml oraz niska cena. Maski Food for skin kupicie za 2 zł, a pojedyncze cien za 1 zł. Więc za tak śmieszną cenę wypadają na prawdę super! 

Najbardziej przypadły mi do gustu saszetki produkowane przez Tołpa - food for skin. Zwłaszcza te oczyszczające, które na prawdę konkretnie działają, więc są świetne dla cer tłustych czy mieszanych. Jeśli chodzi o pojedyncze saszetki cien produkowane przez Perfecte to tutaj zdecydowanie faworytem jest u mnie banan i kokos (chyba na równi!). Obie wersje zaskoczyły mnie cudownymi zapachami i przyjemną konsystencją! Działały też najlepiej z całej 7 masek cien. Ze standardowej oferty najlepiej wspominam maskę bordową - odmładzającą (bardzo mnie zaskoczyła) i zieloną - oczyszczającą. Mango i niebieska z miodem były w porządku, ale bez rewelacji. Fioletowa peel off jak każda tego typu maska mnie nie zaskoczyła, jednak doceniam, że jej zrywanie było w końcu bezproblemowe i mnie nie zdenerwowało (ale może byłam po prostu cierpliwsza :D). 

Na koniec napiszę, że bardzo podobał mi się też fakt, że każda z masek wystarczyła na 2 użycia (oprócz peel off). Dlatego też uważam, że maski wychodzą za przysłowiowe 'grosze' i możecie brać je w ciemno :D Zwłaszcza warianty, które najbardziej polecam! 

Miałyście okazje już poznać maski z Lidla? 

Która z wersji najbardziej przypadła Wam do gustu? 

Jak ogólnie je oceniacie?

17 komentarzy:

  1. Niestety nie mam w pobliżu Lidla i nigdy nie miałam okazji testować kosmetyków z tej marki. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie uczulają, miałam całą buzię czerwoną :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam o tych maseczkach cały czas i na pewno skuszę się na te oczyszczające food for skin, bo lubię takie działanie porządne, a cena też zachęca 😉

    OdpowiedzUsuń
  4. Testy masek z Lidla jeszcze przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak będę w Lidlu to na pewno wezmę sobie jakąś na próbę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzadko zaglądam do Lidla, ale czuję się zachęcona do zakupów tam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja akurat nie używam maseczek jednorazowych, od chyba już dwóch lat. Także się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Miałem większość tych maseczek i ogólnie byłam w miarę z nich zadowolona. Najbardziej utkwił mi w pamięci piękny zapach tej kokosowej😊

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja mam awersję do masek w saszetkach, na razie mam plan, żeby zużyć wszystkie jakie mam, ale banana mogłabym wypróbować, nawet dla samego zapachu ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. W lidlu jestem mooże raz na rok :D Nie miałam okazji testować :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Za taką cenę to aż szkoda nie wziąść :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kusisz mnie tymi maseczkami cały czas ;) ja niestety nie mam do nich dostępu bo z tego co się orientuję są one dostępne tylko w polskich Lidlach to jak tylko będę miała okazję na pewno jakąś kupię. Najmocniej interesuje mnie wersja wyrównująca koloryt, brązująca i łagodząca;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Za mną jak narazie 3/7 z tym, że mango i peel off raczej do ulubieńców nie zaliczę :) Za to bananowa pozytywnie mnie zaskoczyła :) Pozostałe dalej przede mną :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja się zawsze skuszę na jakąś maseczkę z Lidla, ale generalnie nie oceniam ich jakoś szczególnie wysoko. Żałuję, że nie spotkałam tych limitowanych wersji, bo te klasyczne sprawdziły się u mnie średnio ;/

    OdpowiedzUsuń
  15. Totalnie kocham maski z Lidla i zawsze robię sobie ich duży zapas :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam wszystkie te maseczki, ale jeszcze nie wszystkie udało mi się wypróbować. Robię maseczkę raz w tygodniu ;) Ogólnie uważam, że za taką cenę warto zaszaleć i tę maseczkę zrobić :D Chodź nie wszystkie przypadły mi do gustu. mimo to, próbuję dalej bo kosmetyki z cien są naprawdę dobre :)
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
  17. Akurat nie miałam żadnej maseczki z tego wpisu, choć sporo masek z oferty Cien zużyłam, np. miałam inne wersje z serii Food For Skin i dobrze się u mnie sprawdziły. Te z limitowanej edycji to chyba nawet u mnie w Lidlu nie były. Albo ich nie zauważyłam, bo jakoś ostatnio się skupiłam na niekupowaniu i staram się nie rozpraszam półkami z kosmetykami w marketach :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz - sprawia mi on sporo radości! :)
Na wszystkie pytania zamieszczone w komentarzach pod danym postem odpowiadam bezpośrednio pod nimi w komentarzu.

Zapraszam również do pozostania ze mną na dłużej. Będzie mi bardzo miło ♥

Większa część zdjęć zamieszczonych na blogu jest mojego autorstwa (jeśli nie - wyraźnie jest to zaznaczone). Ich kopiowanie jest zabronione! Nie kradnij, jeśli chcesz je gdzieś udostępnić najpierw zapytaj!