W ostatnim czasie miałam okazję poznać maseczki do twarzy w saszetkach Beauty in the City. Jeśli nie kojarzycie tej marki to już wyjaśniam, że tak na prawdę to kosmetyki marki... TOŁPA produkowane dla Hebe! Zaskoczone? Ja też byłam :D
Szczerze mówiąc totalnie nie zwracałam na nie uwagi w drogerii, zwłaszcza, że sam wygląd nie przyciąga zbytnio wzroku. Wszystko zmieniło się, gdy dopiero gdy dowiedziałam się kto je produkuje :D Jako, że oczyszczające maski produkowane przez Tołpa - te pod szyldem własnym, jak i np. te dla Lidla super mi się sprawdzają to mój wybór padł właśnie na testy masek!
Do wyboru mamy 5 masek, aż 4 to maski glinkowe typowo oczyszczające, a 1 (maska - serum) co prawda też z glinką w składzie, ale bardziej nawilżająca. Mi akurat taki podział nie przeszkadza, bo jak wspominałam najbardziej lubię maski oczyszczające glinkowe, które najbardziej służą mojej cerze. Wśród wspomnianej 4 mamy 2 maski - peelingi z drobinkami i 2 'gładkie'. Zawierają one różne glinki, a więc mają inne działanie.
Słowem wstępu napiszę, że każda maska ma 8 ml, więc całkiem sporo - pozwala na solidne pokrycie całej twarzy grubszą warstwą. Ja nakładałam je 'na raz', ale myślę, że wystarczyłyby na 2 użycia :)
OCZYSZCZAJĄCA MASKA - PASTA Z ZIELONĄ GLINKĄ BEAUTY IN THE CITY
Myślę, że określenie 'pasta' na saszetce idealnie pasuje do formuły maski. Jest dość gęsta, ale nie ma trudności z rozprowadzeniem. Dla porównania jest ona identyczna jak w oczyszczających maskach Cien produkowanych dla Lidla (tych podwójnych). Taką konsystencję zdecydowanie lubię najbardziej :D Zapach jest bardzo świeży, pewnie to zasługa olejku herbacianego - idealnie pasuje do takiego typu maski. Po zmyciu maski buzia jest wygładzona i matowa, a także dobrze oczyszczona. Idealnie nada się do cer mieszanych i problematycznych, jak moja :) Ale i dla cer suchych raz na jakiś czas będzie odpowiednia.
NAWILŻAJĄCA MASKA - PEELING Z NIEBIESKĄ GLINKĄ BEAUTY IN THE CITY
Kolejny wariant miał iście smerfny kolor i równie przyjemną konsystencję co poprzedniczka (gęstą i pastowatą). Z łatwością się rozprowadza bez smug. Trzeba jednak cały czas się pilnować i nie dopuścić do jej zaschnięcia. W formule mamy dodatkowo zatopionych mnóstwo małych drobinek, które pełnią dodatkową rolę peelingu. Po zmyciu maski buzia jest przede wszystkim porządnie oczyszczona, aż 'skrzypiąca' z czystości - jako posiadaczka cery mieszanej bardzo cenię ten efekt. Jednak cery wrażliwe zdecydowanie powinny uważać, także ze względu na drobinki ścierające, które są dość ostre. Zapach maski określiłabym jako morski, pewnie za sprawą alg, o których wspomina producent w opisie.
WĘGLOWA MASKA - PASTA Z BIAŁĄ GLINKĄ BEAUTY IN THE CITY
Ten wariant maseczki do złudzenia przypominał mi sławną maskę czarny detox Tołpa. Jedyną różnicą jest to, że saszetka posiada także drobinki - podobne jak w niebieskiej wersji. Jest ich znowu całkiem sporo, więc zmywając maskę można liczyć na dodatkowy peeling. Sama zmywałam ją (jak wszystkie maski) pod prysznicem i wszystko jak zawsze przebiegło bezproblemowo. Po użyciu buzia została porządnie oczyszczona, dając efekt skrzypiącej z czystości skóry jak lubię. Dodatkowo była dobrze zmatowiona i wygładzona, dzięki zawartości drobinek. Zapach jak w poprzednich wersjach przypadł mi do gustu, był bardzo świeży - myślę, że przypadłby do gustu większości osób.
MASKA - SERUM 7 W 1 DO ZADAŃ SPECJALNYCH BEAUTY IN THE CITY
Jedyna maska z tej linii bardziej o działaniu nawilżającym, niż oczyszczającym. Szczerze mówiąc byłam przekonana, że to maska całonocna, ale jednak nie :D Posiada kremową konsystencję, dość rzadką, jednak nie na tyle by spływała z twarzy. Zapach jest bardzo subtelny, ale ładny - nikomu nie będzie przeszkadzał :) Maska łatwo się zmywa, dodam, że pojemność jest na tyle duża by pokryć twarz i szyję grubszą warstwą. Po usunięciu buzia rzeczywiście super się prezentowała, akurat nakładałam ją w dniu kiedy byłam chora i moja cera była też w słabszym stanie. Maseczka ładnie ją odświeżyła, nawilżyła, rozświetliła i sprawiła, że była super wygładzona! Byłam bardzo zadowolona z efektów, myślę, że super sprawdzi się przed jakimś większym wyjściem :)
ROZŚWIETLAJĄCA MASKA Z ŻÓŁTĄ GLINKĄ BEAUTY IN THE CITY
Konsystencja ostatniej maski z żółtą glinką była niemal identyczna jak w poprzedniczkach - gęsta i pastowata, idealna! :D Zapach kojarzy mi się z cytrusami, ale nie była to taka łazienkowa cytryna, ale bardzo przyjemna jej odsłona! Po nałożeniu podobnie jak przy pozostałych glinkowych maskach trzeba pilnować, żeby całkiem nie wyschła - warto mieć pod ręką np. hydrolat. Po zmyciu buzia jest przede wszystkim mega gładka! Czuć wyraźne oczyszczenie takie jak lubię, chociaż nie można zapominać o późniejszemu nałożeniu kremu :) Dodatkowo buzia jest promienna, a jej koloryt został wyrównany.
DLA KOGO MASKI BEAUTY IN THE CITY? KTÓRA NAJLEPSZA?
Jak wspominałam aż 4 z 5 masek Beauty in The City to maseczki glinkowe, które idealnie sprawdzą się przy cerach mieszanych, tłustych oraz problematycznych. Na dobrą sprawę nie różnią się one diametralnie. Każda bardzo dobrze oczyszcza dając efekt wręcz skrzypiącej skóry, który sama uwielbiam! Ale wiem, że nie każdy ceni takie działanie, więc przy cerach normalnych i przede wszystkim suchych i wrażliwych maski z glinką mogą nie do końca zdać egzamin. Natomiast maska - serum to taka 'bezpieczna' propozycja, która sprawdzi się u wszystkich!
Sama nie potrafię wybrać najlepszej, bo z każdej byłam na prawdę zadowolona! Chętnie do nich wrócę, zwłaszcza, że w Hebe często pojawiają się na promocji za mniej niż 3 zł. Cena regularna to 4 zł.
Znacie maseczki tej marki? Jaka okazała się dla Was najlepsza?
Może polecicie mi jakiś inny produkt tej firmy?
Fajne. Chętnie je wypróbuję
OdpowiedzUsuńIle maseczk 🌺 ja muszę wpierw zużyć moje zapasy
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńWspaniała recenzja. Niestety nie znam tych maseczek, nie miałam okazji ich sprawdzić ale uwielbiam tego typu kosmetyki więc chętnie się skuszę :)
Pozdrawiam cieplutko ♡
Jeśli je znajdę jeszcze w Hebe chętnie przetestuję, bo brzmią intereujaco, a kosztują niewiele 😁
OdpowiedzUsuńZ powyższych miałam tylko różową 7 w 1. Byłam mile zaskoczona z dobrego działania i chyba wybiorę coś jeszcze z pozostałych. :)
OdpowiedzUsuńTeż nie wpadłabym na to, że to marka Tołpy :D Jestem ciekawa, jak te maseczki by u mnie się sprawdziły
OdpowiedzUsuńzofia-adam.blogspot.com
Jeśli miałabym przetestować którąś z masek, wybrałabym węglową. ;)
OdpowiedzUsuńwyglądają zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za maskami glinkowymi 😀
OdpowiedzUsuńZapowiadają się całkiem dobrze. Z ciekawością wypróbuję
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji jeszcze ich poznać, ale moja mieszana cera bardzo lubi maseczki glinkowe :)
OdpowiedzUsuńBardzo często korzystam z węglowych ale tej jeszcze nie spotkałam :) Jak myślisz znajdę ją w rossmanie?
OdpowiedzUsuńBardzo często korzystam z węglowych ale tej jeszcze nie spotkałam :) Jak myślisz znajdę ją w rossmanie?
OdpowiedzUsuńTylko w Hebe :)
UsuńLubię takie maski. Penie je też wypróbuje
OdpowiedzUsuńNiestety kilka razy zawiodłam się na Tołpie i od tamtej pory omijam tą markę. Jedynym produktem, do którego wracam regularnie jest peeling enzymatyczny 3 enzymy. Pozdrawiam Cię Aniu serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNie miałam nigdy tych maseczek, może kiedyś którąś z nich wypróbuję jak będą w promocji. Mam węglowy tonik z tej marki i bardzo go lubię 😊
OdpowiedzUsuńLubię maseczki glinkowe i ich działanie. Przy okazji zerknę na nie w drogerii. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam maseczki, teraz każdego wieczorku nakładam maskę całonocną, a w niedzielę stosuję oczyszczające :) taka rutyna mi służy :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że w ogóle nie zwracałam na nie uwagi :)
OdpowiedzUsuń