Odkąd prowadzę bloga udało mi się poznać sporo kultowych wcierek - wodę brzozową, Vianek, Jantar, Banfii, Joanna Rzepa.. Niedawno do tego grona dołączyła równie popularna Sattva Ayurveda. Wśród wcierek tej marki do wyboru mamy trzy wersje - henna i amla, anyż i lukrecja, szafran i cynamon. Dla siebie wybrałam pierwszy z wariantów :) Jak się sprawdził? - Zapraszam na recenzję, wiem, że część z Was na nią czekało!
Standardowo zacznę od opakowania.. Wcierka znajduje się w plastikowej buteleczce w kolorze brązu. Podejrzenie ile produktu pozostało w opakowaniu jest utrudnione przez to, że spora część butelki jest zaklejona. Pojemność to 100 ml.
Produkt posiada wygodny atomizer, co prawda w tej kwestii wygrywa dla mnie Jantar. Gdzie aplikator jest jeszcze wygodniejszy i umożliwia bardziej precyzyjną aplikację. Tutaj 'zasięg' wcierki jest nieco szerszy, ale bez problemu można zaaplikować wcierkę na skórę głowy. Co ważne nie zacina się do samego końca, a mam go już na wykończeniu :)
Chyba nie spotkałam jeszcze kosmetyku, który miałby tyle określeń zapachu jak wcierka Sattva :D Spotkałam się z opisywaniem woni jako kadzidlanej, o zapachu coli, amolu, rosołu, pastylek na gardło.. Rzeczywiście jest dość specyficzny, ale nie ma takiej mocy jak Banfii :P Sama powiedziałabym, że to taka ziołowa cola, czy pastylki na gardło. Na włosach dla mnie jednak nie jest wyczuwalny, jedynie podczas aplikacji.
Podczas aplikacji wcierka lekko się pieni, ale nie jest to nic co by przeszkadzało. Producent mówi, że można używać wcierki zarówno przed myciem jak i po. Sama zawsze nakładałam wcierki po, obawiając się obciążenia. Tu zaryzykowałam i byłam w niezłym szoku! Okazało się, że wcierka nie spowodowała przyklapu i obciążenia! Mam wrażenie, że włosy są nawet lekko uniesione u nasady! Bez problemu można ją stosować nawet codziennie, dlatego będzie super dla posiadaczek cienkich włosów, jak ja :) Wcierka Sattva to też fajny wybór jeśli szukacie delikatniej wcierki, bez alkoholu w składzie.
Skoro jesteśmy przy składzie to trzeba wspomnieć, że jest na prawdę dobry! Pełny aktywnych składników, tytułowa henna i amla znajduje się na początku składu - 3 i 4 miejscu. Aloes z kolei już na 2 miejscu! Temu składnikowi zawdzięczamy świetne działanie dla skóry głowy - ukojenie jej i nawilżenie skalpu. Jeśli macie problem ze świędzącą skórą głowy wcierka także może być dobrym wyborem :)
Pewnie sporo z Was interesuje kwestia wzmocnieniem włosów i stymulowaniem ich wzrostu.. Tak więc zmniejszenie wypadania jest zauważalne już po pierwszych użyciach, bo na szczotce pozostaje zdecydowanie mniej włosów. Muszę jednak przyznać, że początkowo byłam rozczarowana brakiem baby hair. Teraz, gdy kończę wcierkę nad czołem widać jednak pewne zagęszczenie i małe włoski. Jednak gdy liczycie głównie na sporą ilość baby hair to lepiej postawić np. na Jantara czy Banfii ;) Tutaj nawet producent nie obiecuje wzrostu włosów, także nie można mieć specjalnie pretensji.
Cena regularna wcierki to 32 zł, ale w hebe czy naturze można czasami złapać ją taniej. Sama kupiłam ją za ok. 22 zł. Chętnie do niej wrócę i sprawdzę dwie pozostałe wersje :)
Znacie tą popularną wcierkę? Jak u Was się sprawdziła?
Masa dobrych opinii i efektów przed i po ostatnio w internetach i sam jestem ciekaw :)
OdpowiedzUsuńNie znam tej wcierki, ale rzeczywiście Jantar powoduje szybko baby hair ; )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Podziwiam regularność w kwestii stosowania takich produktów. Ja to nienawidzę swoich baby hair, bo mam aż za nadto, więc nie pomagam im dodatkowo 🙈
OdpowiedzUsuńIdealna dla moich cieniutkich włosów :)
OdpowiedzUsuńChętnie sobie sprawię taką wcierkę, ostatnio widzę że włosy wypadają w większej ilości.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że znam! Bardzo lubię tę wcierkę, zwłaszcza tę wersję do włosów :) ale teraz próbuję tej z Banfi i rzeczywiście, zapach Sattvy jest o niebo przyjemniejszy, mimo że specyficzny, a do tego mniej intensywny.
OdpowiedzUsuńmiałam anyżową wersje i była świetna :D
OdpowiedzUsuńZnam i bardzo ją lubię miałam tą wersję jak i wersję z lukrecją, obie regularnie stosowane dają bardzo fajne efekty :)
OdpowiedzUsuńWidziałam ją na meetbeauty. Już wtedy przykuła moje oko. Szczerze mówiąc mam małe doświadczenie z wcierkami, więc myślę że ta byłaby fajna na wstęp. Oczywiście bazując na cechach o jakich opowiedziałaś. Jestem ciekawa czy używając jej po myciu nie obciążyłabym ich, bo mam lubiące przetłuszczanie włosy. Zerknę w naturze czy u mnie też jest stacjonarnie dostępna ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji poznać, ale chętnie kupię.
OdpowiedzUsuńnie znam tej wcierki ale od jakiegoś czasu zamierzam się zaopatrzyć w słynną banfi ;)
OdpowiedzUsuńJak tylko skończę kurację wcierką Joanny to z pewnością wybiorę właśnie Sattve. Od dawna mam ją na liście do spróbowania. Ja zrobiłam sobie małą buteleczkę z atomizerem właśnie po wcierce Jantara. Atomizer idealnie pasuje na podróżne buteleczki 100ml z Rossmanna. Przelewam tam wcierki bez atomizera :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji wypróbować tej wcierki, ale muszę przyznać, że mnie kusi. :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie miałam okazji testować tej wcierki, jednak markę znam doskonale - szampon mango z Sattvy jest jednym z ulubionych! :) Po takiej recenzji chętnie po nią sięgnę, zobaczymy jak sprawdzi się u mnie! :)
OdpowiedzUsuńMiałam wszystkie trzy z tej serii i ta sprawdziła mi się najlepiej! Uwielbiam 💜💜
OdpowiedzUsuńMusze o niej pomyśleć w kwestii wypadania włosów, bo mam z tym problem :)
OdpowiedzUsuńPisałam o niej ostatnio ;) u mnie brak baby hair, ale zmniejszyła przetłuszczanie się włosów i dodała im objętości. Ogólnie byłam zadowolona.
OdpowiedzUsuń