Jakiś czas temu założyłam sobie, że chciałabym wypróbować wszystkie maski Garnier z serii Hair Food. Miałam już wersję goji, która póki co jest moim nr 1 z całej serii i papaja - już mocno przeciętna. Teraz czas na wariant bananowy, o którym słyszałam sporo dobrego. Oczekiwania więc były spore, a jak było w rzeczywistości? O tym w dzisiejszym wpisie :)
Opakowanie to charakterystyczny już dla serii plastikowy, zakręcany słoiczek o pojemności 390 ml. Znajdziemy na nim wszystkie niezbędne informacje na temat produktu.
Zapach kosmetyku to taki słodki, może nieco przedojrzały banan. Jest miły dla nosa, chociaż dość intensywny, więc może się znudzić po czasie.
Konsystencja jest podobna jak w poprzednich wersjach jakie miałam - goji i papaja. Dosyć gęsta, budyniowa. Łatwo się jednak ją nakłada i zmywa :)
Producent informuje, że produkt można stosować na 3 sposoby: jako odżywkę, maskę i pielęgnację bez spłukiwania. Swoją drogą dla mnie stosowanie jako maska ma sens przy nieco dłuższym przetrzymaniu niż 3 minuty o jakich mówi producent.
Sama zdecydowałam się stosować maskę jedynie na 2 pierwsze sposoby. Zaskakujące może być to, że u mnie lepiej sprawdziła się jako odżywka - pozostawiana na krócej. Zauważyłam, że przy dłuższym przetrzymaniu maski włosy stają się lekko obciążone i przyklapnięte. Podobnie dzieje się, gdy nałożę maski za dużo lub stosuję ją za często. U mnie więc daje radę jedynie stosowana w małej ilości, raz na jakiś czas i to na krótko. Dlatego też jest niesamowicie wydajna - stosuję ją jakoś od września, a jeszcze zostało mi jakieś 1/4 opakowania. Po zmyciu produktu włosy łatwiej się rozczesują i są nawilżone. Nie ma jednak wielkiego wow i zapewnienia good hair day. Szczerze mówiąc już trochę mam jej dość, bo trochę trzeba się postarać, by spisywała się jako tako :D Przymierzając się do pisania tego posta przeczytałam, że ta wersja przeznaczona jest do włosów niskoporowatych. Pewnie dlatego nie daje na moich cienkich pasmach o średniej porowatości szałowych efektów..
Cena regularna maski to ok. 26 zł, jednak często można ją dostać za ok. 15 zł. Sama najczęściej kupuję maski z tej serii właśnie na promocjach :) Z dostępnością nie ma problemu, bo znajdziecie je chociażby w rossmannie, czy hebe.
Jak sprawdziła się u Was ta wersja? Która wersja Hair Food jest Waszą ulubioną?
Jedna z moich ulubionych masek ;)
OdpowiedzUsuńDuzo osob mi zachwalalo ta maske, ale jakos nigdy jej nie próbowałam. Sama nie potrafie okreslic porowatosci moich włosów wiec nie wiem jakby sie sprawdzila umnie. Moze jak bedzie kiedyś na promocji to sie skusze :)
OdpowiedzUsuńNie miałam, ale musi pewnie pięknie pachnieć !
OdpowiedzUsuńJa na razie się trzymam z daleka od masek do włosów bo mam właśnie tego typu maskę Gliss w żółtej wersji i działa dokładnie tak samo jak ta, a, dodatkowo jest wydajna diablica i tak się meczymy ze sobą przez tę wydajność 🙈 Może ją kiedyś zużyje 🙈
OdpowiedzUsuńUwielbiam ją, zużyłam sporo opakowań :)
OdpowiedzUsuńJej jeszcze nie miałam, ale skusiłam się na aloesową i to była porażka, trochę mnie zniechęciła do kolejnych z tej serii ;)
OdpowiedzUsuńJa miałam z nią dziwne przeboje ;D przed wizytą u fryzjera jak już włosy były takie sobie to robiła z nich siano, po ścięciu włosów było całkiem ok. Jednak najlepiej wspominam zapach ;D Miałam jeszcze aloesową i w sumie to już żadnej nie chcę.
OdpowiedzUsuńJa miałam tak z papają - im krócej trzymałam tym lepiej na tym wychodziłam :D
OdpowiedzUsuńu mnie mimo wsyztsko się dobrze sprawdza! chociaż nie powiem, wersja aloesowa to w ogóle robi bombę na moich włosach :D!
OdpowiedzUsuńDla samego zapachu mogłabym wypróbować tę maskę ;)
OdpowiedzUsuńWciąż nie czuję się skuszona co do tych masek. Zwłaszcza po takiej recenzji. Ostatnio bardzo polubiłam się z szamponem lbiotica z octem jabłkowym i testowałam maskę z tej samej serii i ten duet dopiero mnie zachwycił ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczęłam używać i póki co jestem w pozytywnym szoku :)
OdpowiedzUsuńUżywałem i lubię, bo włosy są miękkie, ale nie spuszone
OdpowiedzUsuńTeż miałam taki plan i go zrealizowałam :D Po zużyciu wszystkich stwierdzam, że najlepiej sprawdzała się wersja z goją, bananem i aloesem. Do papai i makadamii raczej już nie wrócę. :)
OdpowiedzUsuńNajlepiej sprawdziła się u mnie wersja papaja i goji. Miałam również bananową, ale bez szału.
OdpowiedzUsuńMoje włosy za bananem nie szaleją, za to reszta wypadła bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńKupiłam i póki co jeden raz użyłam. Poznałam inne marki i ta odeszła w zapomnienie. Kiedy w sobotę robiłam porządki natknęłam się na nią i stwierdziłam, że kolejne mycie zrobie właśnie z jej użyciem. Zobaczymy, co z tego wyjdzie :D Uwielbiam jej zapach!
OdpowiedzUsuńBananowa wersja to nie dla mnie:) Nie przepadam za tym zapachem w kosmetykach jak i w słodyczach chociaż banany same w sobie lubię;) Mialam wersje z papają jedynie i najlepsze efekty widziałam gdy używałam ją na suche włosy przed myciem .
OdpowiedzUsuńPóki co mam tylko Papaję, ale nie zachwyca mnie szczególnie :/ Inne pewnie jeszcze sprawdzę, ale już się do tego nie spieszę :P
OdpowiedzUsuńDla mnie była fajna, mam włosy długie, proste ja druty, dosyć gęste. Jedynie czego mi brakowało,to połysku, bo były miękkie,sypkie, lekkie le lubię jak więcej błyszcza :)
OdpowiedzUsuńPoczątkowo też nie byłam z niej jakoś szczególnie zadowolona, ale wystarczyło, żebym aplikowała na końcówki serum z jedwabiem i włosy wyglądają po tym duecie naprawdę fajnie ;)
OdpowiedzUsuńTo był mój pierwszy wariant jaki miałam i wtedy był na nią szał :D Teraz po wypróbowaniu papaja i makadamia zdecydowanie lepiej wypadły niż bananowy wariant :) W planach mam wypróbowanie wariantu, który uwielbiasz czyli jagody goja :)
OdpowiedzUsuńMiałam ją i nawet się lubiłyśmy ;)
OdpowiedzUsuńOna jest do włosów niskoporowatych? No to moje są jakieś dziwne, bo mi się nie sprawdziła. Znaczy, była okej, ale bez szału, a wiązałam z nią duże nadzieje. Niestety, ich nie spełniła. U mnie ze wszystkich tych masek najlepiej sprawdziła się wersja Goji, ale też nie na tyle, bym do niej wracała. Moje włosy chyba nie lubią jeść owoców, stąd te wszystkie Hair Foody im nie służą XD
OdpowiedzUsuńNie stosowałam żadnej maski ani odżywki z tej serii, mimo że słyszałam o nich wiele dobrego :) Chyba najbardziej kusiła mnie właśnie ta bananowa, ale skoro jest do niskoporowatych włosów, to zgaduję, że u mnie też nie do końca zdałaby egzamin :(
OdpowiedzUsuńMiałam wersję właśnie bananową i z papają. Gorsza okazała się ta bananowa, która nic nie robiła z włosami, a rozczesać ich się nie dało. Lepsza okazała się wersja z papają,cale nie na tyle bym wróciła do niej.
OdpowiedzUsuńJa mam ją w planach, ale jednak jej siostra zapewniała mi i kilku znajomym zdecydowany GHD :D
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu testuję coś innej marki, ale jak dobiją dna to pewnie pierwsza wrócę do Garniera ;)