Zbiorcze recenzje całej serii maseczek do twarzy są zdecydowanie najchętniej pisanymi przeze mnie opiniami kosmetyków :) Myślę, że nie jest to zbytnie zaskoczenie jak na prawdziwą maseczkomaniaczkę przystało. Wiem, że na szczęście i Wy chętnie je czytacie, więc mam nadzieję, że i dziś będzie podobnie! Zdradzę, że w najbliższym czasie pojawi się kilka takich postów, bo mam parę ciekawych serii do wypróbowania :)
Dzisiaj będzie o marce, która nie specjalnie mnie interesowała w drogeriach - 7th heaven. Wszystko chyba przez dość wygórowane ceny masek, jak na saszetki. Jednak na przełomie lata i jesieni 2020 trafiła do mnie za sprawą wygranej w konkursie na IG m.in. seria superfood. Zapowiadała się na prawdę obiecująco, a jak wypadła? Zapraszam dalej :)
CECHY WSPÓLNE SERII SUPERFOOD OD 7TH HEAVEN
Zanim przejdę do opisu poszczególnych wersji, standardowo zacznę od ich cech wspólnych. Każda z wersji - konopie, matcha i chia, jagody, awokado została umieszczona w saszetce o pojemności 10 g. Wydaje się dość sporo, nawet patrząc na opakowania, a jednak ilość nie była wystarczająca na 2 użycia, każdą zużyłam od razu w całości. Sam wygląd serii jest zdecydowanie miły dla oka ;)
SUPERFOOD MASKA PEEL OFF Z KONOPIAMI SIEWNYMI
Na pierwszy rzut poszła najmniej ciekawa dla mnie maska, czyli peel off. Nie przepadam za takimi formułami, więc chciałam jak najszybciej mieć ją za sobą :D Pierwsze co zwróciło moją uwagę to konsystencja - dość rzadka, przeźroczysta o lekko złocistym/żółtym zabarwieniu. Osobiście przypominała mi miód, na szczęście nie sprawiała problemów i łatwo się nakładała. Starałam się ją nakładać cieniutko, żeby nie mieć problemów ze zdjęciem. Po ok. 15 minutach maska praktycznie w całości wyschła co mnie zaskoczyło. Musiałam ją dość szybko ściągnąć, bo wyjątkowo nałożyłam ją w ciągu dnia i wzywały mnie obowiązki - mimo to odeszła bardzo sprawnie, niemal w całości. Resztę udało mi się zrolować i łatwo usunąć, także odbyło się bez irytacji tym razem :D Pierwsze co zauważyłam po zdjęciu maski to gładkość cery i przyjemne odświeżenie, więc obietnice producenta zostały spełnione. Ale.. tylko na kilka godzin, bo wieczorem nie było po nich śladu, jakbym nie nakładała maski. Mimo to jak na to czego się spodziewałam maska pozytywnie mnie zaskoczyła łatwością aplikacji. Na koniec napomnę o zapachu - producent wspomina o mieszance kurkumy, miodu, imbiru i oleju z nasion konopi. Dla mnie woń jest jednak standardowa dla masek peel off dość alkoholowa, ale w sumie niezbyt intensywna.
SUPERFOOD MASKA BŁOTNA Z MACHA I CHIA
Kolejną maskę po jaką sięgnęłam była wersja glinkowa z macha i chia. Muszę przyznać, że jest to dość ciekawe połączenie, w sumie to chyba najciekawszy wariant z całej 4. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to zapach - bardzo delikatny i przyjemny! Nie przypomina tego, który jest zazwyczaj w glinkowych maskach. Nie wiem jak pachnie macha, ale w sumie woń można przyrównać do 'herbacianej', chociaż kojarzy mi się bardziej kwiatowo. Jest na prawdę przyjemna i umila aplikację! Konsystencja jest dość gęsta, ale przyjemnie 'masełkowa'. Nie ma problemów z jej rozprowadzeniem. Jak na maski glinkowe przystało trzeba pilnować, by nie wyschła na wiór, więc jakiś tonik się przyda :) Producent w tej wersji obiecuje nam uspokojenie, wyciszenie, nawilżenie i usuniecie zanieczyszczeń. Sama z większością tych obietnic się zgadzam. Cera po zmyciu jest gładka i przyjemnie zmatowiona, a niedoskonałości lekko zmniejszone. Poziom oczyszczenia też jest na prawdę dobry, nie ma może efektu skrzypiącej cery, ale i tak jest dobrze. Na plus także fakt, że cera nie jest ściągnięta. Z nawilżeniem się nie zgadzam akurat, ale też na nie nie liczyłam :)
SUPERFOOD MASKA BŁOTNA Z JAGODAMI
Kolejną wersję jaką stosowałam była jagodowa. Pierwsze co mnie zaskoczyło to piękny fioletowy kolor maski! To jeden z moich ulubionych kolorów, więc mega mi się to spodobało. Zwłaszcza, że rzadko taki widuję w maskach :) W konsystencji były dodatkowo zatopione błyszczące drobinki. Jeśli chodzi o zapach to mogę porównać go do nadzienia w jagodziankach, a więc był przyjemny :P Konsystencja była przyjemnie masełkowa, taka jaką lubię najbardziej - super się rozprowadzała na twarzy, ze zmywaniem także nie było problemów. Zauważyłam jednak, że po usunięciu maski na twarzy zostały wspomniane przeze mnie drobinki, na szczęście łatwo je zmyłam żelem :) Producent w wypadku tej wersji nie obiecuje wiele, po użyciu maski twarz ma być wygładzona, nawilżona i odzyskać blask. W dniu kiedy stosowałam maskę miałam nieco podrażnioną cerę, a po użyciu produktu zauważyłam, że została ona ukojona. Twarz była przede wszystkim wygładzona, a koloryt został wyrównany. Spisała się całkiem dobrze, chociaż nawilżenie mogłoby być lepsze :)
SUPERFOOD MASKA BŁOTNA Z AWOKADO
Na sam koniec zostawiłam sobie maskę z awokado. Pierwsze co mnie bardzo zaskoczyło to jej wygląd. Spodziewałam się raczej dość zwyczajnej kremowej formuły, a tutaj otrzymałam maskę o intensywnie pistacjowym kolorze z drobinkami! Tak jak w poprzednich wersjach była ona przyjemnie masełkowa, super rozprowadzała się po twarzy. Dodatkowo w konsystencji dało się zauważyć małe błyszczące drobinki, nie było ich jednak za dużo i na szczęście po zmyciu nie zostawały na twarzy. Wspomniane przeze mnie drobinki miały pewnie pełnić rolę peelingu, jednak nie były zbyt ostre. Także raczej złuszczania nie odnotowałam, ale sama ich obecność była ciekawym urozmaiceniem :) Producent obiecuje w tej wersji odżywienie i nawilżenie cery, która ma stać się także promienna. Po zmyciu maski zauważyłam przede wszystkim wyrównanie kolorytu, cera rzeczywiście była promienna i gładka. Jednak obietnice odżywienia są zdecydowanie nad wyrost, rzeczywiście było zauważalne nawilżenie z tym, że dość lekkie. Na koniec został mi do opisania zapach - nie wiem jak pachnie awokado, ale w tej wersji woń nie była zbyt intensywna. Nie wyróżnia się szczególnie, ale była przyjemna :)
PODSUMOWANIE - JAK OCENIAM SERIE, KTÓRA MASKA BYŁA NAJLEPSZA?
Muszę przyznać, że seria Superfood od 7th heaven baaaardzo mnie zaskoczyła! Nie liczyłam na wiele, bo nie wiedziałam do końca czego się spodziewać, a tutaj każda maska była na prawdę przyjemna :) Nawet peel off nie była tak rozczarowująca i irytująca jak to bywa w tym typie masek. Mimo wszystko umieściłabym ją na ostatnim miejscu w moim rankingu. Najlepiej oceniam wersję matcha i chia, chyba ze względu na moje uwielbienie oczyszczających masek! :D Wersja jagodowa i awokado były dość podobne, o porównywalnym działaniu. Jak już musiałabym je przypisać do miejsc to jagoda byłaby chyba 2, a awokado 3.
Bardzo spodobało mi się w tej serii to, że każda maska była totalnie inna - począwszy już od konsystencji i zapachów, a kończąc na działaniu. Często maski z jednej serii są dość podobne, tu jest jednak inaczej. Największym minusem tych masek jest zdecydowanie cena - regularnie kosztują one 10 zł za sztukę. Jak na saszetkę dla mnie to na prawdę sporo! Dlatego warto polować na nie na promocji, ostatnio można było je kupić za ok. 6 zł. Nadal jest to nie mało, ale to już bardziej akceptowalna kwota :D Dostaniecie je wyłącznie w Rossmannie.
Miałyście okazję je stosować? Jeśli tak to jak je oceniacie? :)
Która z tej czwórki najbardziej Was ciekawi?
nie miałam okazji używać tej serii ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o nich, ale nie miałam. Wszystkie wyglądają ciekawie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ciekawią mnie bardzo te maski :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe maseczki, nie miałam ich nigdy, chciałabym tą jagodową :) Szkoda, że nie są tańsze...
OdpowiedzUsuńNie znam tych masek, ale kto wie ;)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu kuszą mnie te maseczki, chyba wreszcie się skuszę. :)
OdpowiedzUsuńWersja peel off najmniej mnie interesuje, bo też nie lubię takich masek. Najbardziej ciekawi mnie za to Jagoda i Matcha, więc jak zobaczę KE w jakiejś fajnej promce to chętnie wypróbuję 😉
OdpowiedzUsuńJAgódką bym nie pogardził :D
OdpowiedzUsuńBorówkowa i z awokado mnie kuszą :D
OdpowiedzUsuńSłyszałam o nich dużo dobrego :)
OdpowiedzUsuńOj kuszą, kuszą :) Muszę się za nimi rozejrzeć :)
OdpowiedzUsuńKupiłam te maseczki ostatnio na prezent, ale sama ich nie używałam :)
OdpowiedzUsuńoja nie widziałam ich! a miałam kiedyś maseczki od 7th heaven i je uwielbiałam! chcę i te! ;D
OdpowiedzUsuńMiałam i używałam te maseczki. Byłam z nich zadowolona. Najbardziej polubiłam się z maseczką awokado <3
OdpowiedzUsuńKiedyś robiłam test masek 7th Heaven, tych z Hebe. Nawet nie wiedziałam, że są nowe i że można dostać je w Rossmannie XD Ale super, że są tak różnorodne, bo jak sama zauważyłaś - często zdarza sie, że mimo różnych wersji wszystko działa tak samo i pachnie podobnie. To więc spory plus! :) A skoro maska peel-off nie była rozczarowująca, to chyba muszę się im bliżej przyjrzeć XD
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne zbiorcze recenzje maseczek! Wiesz, jak je lubię ;)
Też najbardziej zainteresowała mnie Matcha i Chia. Lubię glinkowe maski. Zapach też musi być mega relaksujący.
OdpowiedzUsuńSuper test. Muszę w końcu wziąć się za maseczki :D
Na ich maseczki miałam fazę wiele lat temu i wtedy często po nie sięgałam. Pamiętam do teraz czekoladową, bardzo fajna była! :) Te też wydają się fajne w działaniu, ale pewnie się nie skuszę, bo na razie unikam saszetek i robię czystki w tym temacie ;)
OdpowiedzUsuńDawno temu miałam kilka masek tej marki ale mnie nie zachwyciły, ta seria natomiast bardzo ciekawie wygląda. I mnie o dziwo najbardziej interesuje maska peel - off :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za maseczkami w saszetkach :)
OdpowiedzUsuń