Obserwatorzy

Na dziś przygotowałam recenzję produktu, która powinna pojawić się już dawno. Jednak szczerze mówiąc trochę zapomniałam o tym kosmetyku i swoje odleżał w szafce.. 

Bohaterem dzisiejszej recenzji będzie całonocna maska do twarzy Biolaven. Zaczęłam jej używać wiosną, bo chciałam o niej napisać jeszcze jak była świeżą nowością. Wyszło jak wyszło, ale dziś już zapraszam na recenzję! :)

Maskę kupujemy zapakowaną w kartonik zawierający wszystkie niezbędne informacje na jej temat. Właście opakowanie to szklany słoiczek o pojemności 45 ml. Pod zakręcaniem był dodatkowo zabezpieczony sreberkiem.

Zapach jest bardzo ładny, jeśli kiedykolwiek miałyście produkty Biolaven to na pewno go znacie. Dominują tu winogrona, a lawendę czuć gdzieś w tle. Sama bardzo lubię woń tej serii :)

Konsystencja maseczki po otwarciu bardzo mnie zaskoczyła. Jest rzadka i to bardzo, wręcz lejąca. Po masce na noc spodziewałam się czegoś innego, nawet kremy do twarzy mają bardziej treściwe formuły. W konsystencji są zatopione 'pyłki' (ciężko je nazwać, ale widać je dobrze na zdjęciu), które osiadają na twarzy. Mi jakoś specjalnie nie przeszkadzają, bo nakładam maskę na noc, ale warto o tym wspomnieć :)

Maskę zaczęłam używać już początkiem wiosny, bo uznałam, że wtedy jeszcze w zimniejszym okresie przyda się dawka solidnego nawilżenia. Producent obiecywał sporo, bo rozjaśnienie, rozświetlenie, spłycenie zmarszczek, silne nawilżenie i uelastycznienie skóry. Niestety większość obietnic jest nad wyrost. Po takim opisie i kilku recenzjach liczyłam na większe wow, a dla mnie działanie maski jest zbliżone do kremu do twarzy. Po maskach na noc spodziewam się super nawilżenia i regeneracji, a tu tego zabrakło. Rozjaśnienia i rozświetlenia zbytnio nie zauważyłam. Ostatecznie używam tego produktu jako kremu na noc, by go skończyć. Jest na tyle lekki za sprawią rzadkiej formuły, że nie jest zbyt obciążający, nawet przy codziennym stosowaniu. Nawilżenie jest na dobrym poziomie mojej skórze nic nie brakuje ;)

Jeśli stosowałyście inne maski całonocne to produkt Biolaven może Was nie do końca satysfakcjonować. Ale nie mówię, że jest zły, bo u mnie akurat jako krem, ale sprawdza się nieźle :D Kupicie go w sklepach internetowych i drogeriach z naturalnymi kosmetykami. Cena na stronie producenta wynosi ok. 35 zł, ale widzę, że można go znaleźć od 26 zł. 

Znacie ten produkt? Jak go oceniacie?

9 komentarzy:

  1. Każda cera jest inna, u mnie akurat sprawdziła się bardzo dobrze. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że masz mocno mieszane odczucia względem tej maski. Ja nie jestem może wielką miłośniczką masek calonocnych, ale tę akurat mam ochotę wypróbować na własnej skórze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Konsystencja maski wygląda trochę jak jogurt jagodowy tylko ma te czarne kropeczki :D. Ogólnie to skończyłam maskę miya i szukam jakiegoś zastępstwa. Myślałam o czymś oczyszczającym, ale i tak ucieszyłam się na Twoją recenzję, bo znasz sie na maskach jak nikt. Oglądałam maski biolaven, ale po pierwsze wydaje mi się że tak lejąca konsystencja byłaby dla mnie kłopotliwa. Po drugie jak już używam maseczek to liczę na bardziej spektakularne efekty. Ta glinkowa maseczka z miya mnie rozpuściła i teraz szukam kolejnej maseczki robiącej tyle dobrego dla skóry.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie stosowałam nigdy takiej maski. Chętnie wypróbuję,bo uwielbiam naturalne kosmetyki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam, ale lubię ich kosmetyki 😀

    OdpowiedzUsuń
  6. Przy mojej mieszanej cerze, obawiam się trzymania maski przez całą noc. Wolę jednak zmyć po jakimś czasie

    OdpowiedzUsuń
  7. Znam i jak najbardziej lubię tego typu kosmetyki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Na początku mnie kusiła, ale jakoś o niej zapomniałam. Szkoda, że nie działa trochę mocniej, raczej tego bym od niej oczekiwała ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz - sprawia mi on sporo radości! :)
Na wszystkie pytania zamieszczone w komentarzach pod danym postem odpowiadam bezpośrednio pod nimi w komentarzu.

Zapraszam również do pozostania ze mną na dłużej. Będzie mi bardzo miło ♥

Większa część zdjęć zamieszczonych na blogu jest mojego autorstwa (jeśli nie - wyraźnie jest to zaznaczone). Ich kopiowanie jest zabronione! Nie kradnij, jeśli chcesz je gdzieś udostępnić najpierw zapytaj!