Na dzisiaj przygotowałam dla Was kolejną recenzję zbiorową maseczek w saszetkach, już ostatnią, bo udało się się wykończyć wszystkie jednorazowe maseczki jakie miałam. Kolejne maseczkowe posty będą już dotyczyć masek w większych opakowaniach :) Zanim jednak to zapraszam Was na krótkie opinie na temat kolorowych masek bomblujących Cloud Mask od Bielendy. Nie są to moje pierwsze maski, które powodują, że zamieniamy się w chmurkę. Miałam już bowiem dwie podobne maski od AA, dlatego w poście znajdziecie też małe porównanie masek tych dwóch firm.
Na początek kilka kwestii, które łączą wszystkie cztery maseczki.. Opakowanie zdecydowanie przyciągają wzrok, co prawda na moje oko wydaje się bardziej skierowane dla młodszego grona odbiorcy. Ale na pewno skuszą i tych starszych.. :) Saszetki zawierają 6 g produktu - moim zdaniem jest to idealna ilość na pokrycie całej twarzy nic nam nie zostaje, a nie musimy się obawiać, że zabraknie nam maski. Tak jak było u mnie w wypadku masek z AA, musiałam być bardzo oszczędna, by maski wystarczyło na całą twarz.. Jeśli chodzi o konsystencję to jest ona żelowa w kolorze takim jak opakowanie - odpowiadającym danemu zapachowi. Bardzo podoba mi się to, że maska nie wytwarza bąbelków od razu po nałożeniu na twarz, w wypadku masek z AA trudno było nałożyć nawet maskę, bo już podczas wydobywania z opakowania zaczynała musować. Tutaj pokryjemy całą twarz i wtedy maska zaczyna przyjemnie musować wytwarzając pianę, delikatnie masując naszą cerę. Osobiście bardzo lubię takie łaskotanie, które dla mnie jest bardzo przyjemne :) Ale wiem, że znajdą się osoby, które nie lubią takiego efektu. Dodam jeszcze, że piany powstaje całkiem sporo, na moje oko nieco więcej niż wtedy gdy stosowałam maseczki AA. Do tego mam wrażenie, że dłużej się ona utrzymuje, w wypadku AA dość szybko ona znikała. W wypadku Bielendy piana jest jakby 'sztywniejsza' i nie spływa z twarzy, przemieszczając się np. do oczu czy nosa :D W kwestiach technicznych więc dużo lepiej moim zdaniem wypada Bielenda. Zapachy masek tej firmy są raczej delikatne, wyczuwalne tylko podczas aplikacji, a więcej o nich i działaniu poniżej :)
MANGO BALANGO - BĄBELKUJĄCA MASECZKA ENERGETYZUJĄCA
Jako pierwszą do testów wybrałam wersję z mango, pomimo, że nie jestem wielką fanką tego owocu. Na moje szczęście zapach przypomina mi bardziej ogólnie owoce egzotyczne niż samo czyste mango. Zresztą nawet producent wspomina w opisie o papaji i awokado. Ogólnie zapach jest bardzo przyjemny i dosyć naturalny :) Po użyciu maski cera była przyjemnie odświeżona i rozjaśniona, jej koloryt był wyrównany, a do tego była niezwykle miękka! Tak więc obietnice producenta co do efektów zostały zdecydowanie zrealizowane :) Muszę przyznać, że byłam na prawdę pozytywnie zaskoczona, bo nie spodziewałam się takiego działania i takiej miękkości. Chociaż z jakimś większymi suchymi partiami skóry np. w okolicach nosa sobie nie poradziła, ale też na to nie liczyłam.
MERRY BERRY - BĄBELKUJĄCA MASECZKA DETOKSYKUJĄCA
W kolejnej wersji z jagodami acai zapach już nie był tak naturalny jak w poprzedniej wersji. Maska pachniała nieco kwaśno, nie była to czysta jagoda, może to zasługa żurawiny o której wspomina producent ;) Jeśli chodzi o działanie to głównie przynosi ona cerze odświeżenie, dodatkowo czuć delikatne oczyszczenie. Cera po użyciu jest przyjemnie matowa i gładka, więc w sumie obietnice producenta znowu zostały spełnione.
BANANA CABANA - BĄBELKUJĄCA MASECZKA NAWILŻAJĄCA
Jako przed ostatnią wypróbowałam wersję bananową, której zapachu w sumie byłam najbardziej ciekawa. Zostałam jednak nieco rozczarowana, bo zapach był taki nijaki.. Niezbyt intensywny, banana w sumie praktycznie tam nie czułam, ogólnie całość była mało wyczuwalna. Działanie w sumie było podobne - mało charakterystyczne, na pewno nie zauważyłam poprawy w nawilżeniu skóry. Lepsza była pod tym względem wersja z mango, mimo, że nie była według producenta typowo nawilżająca. W wypadku bananowej zauważyłam, że kolory został nieco wyrównany, a skóra była gładka i promienna. Całość wyszła nieco słabo moim zdaniem.
MOHITO DESPACITO - BĄBELKUJĄCA MASECZKA ODŚWIEŻAJĄCA
Na
sam koniec zostawiłam maseczkę o zapachu mohito, jako że nigdy nie
byłam wielką fanką cytrusowych woni. Tutaj jednak zapach jest całkiem
nieźle odwzorowany, nie jest co prawda zbyt mocny, ale czuć limonkę z
dodatkiem mięty. Jeśli chodzi o działanie to cera po użyciu była
przyjemnie odświeżona, miękka i delikatnie nawilżona. Dało się też
zauważyć rozświetlenie i wyrównanie kolorytu, chociaż znowu.. efekt
utrzymywał się krótko.
Podsumowując..
Maski z Bielendy przyniosły mi sporo zabawy i na prawno były fajnym
dopełnieniem domowego spa :) Dodatkowo ich działanie było zauważalne - w
jednych mniej, drugich bardziej, ale było ono widoczne. Najlepsza pod
względem zapachu i działania była niezaprzeczalnie wersja z mango! Na
drugim i trzecim miejscu ulokowałabym wersję z Mohito i jagodami acai.
Miałam do nich jakieś zastrzeżenia, ale ogólnie były spoko :D Najmniej
spodobała mi się wersja bananowa, która nie nawilżała jakoś szczególnie,
a dodatkowo rozczarowała mnie pod względem zapachu.
Myślę,
że warto wypróbować te maseczki, ale w cenach promocyjnych. Bowiem
regularna cena ok. 7 zł zdecydowanie nie zachęca. Ja kupiłam je za
bodajże niecałe 5 zł i taka cena jest już dla mnie do przeżycia :)
Znajdziecie je w Rossmannie, hebe i drogeriach internetowych - z
dostępnością nie ma większego problemu.
Mango Balango ciekawi mnie najbardziej 😉 Szkoda, że wersja bananowa nie pachnie tym bananem..
OdpowiedzUsuńByłam ciekawa Twojej opinii o nich i widzę, że sprawdziły się podobnie jak u mnie :) Szkoda, że pewnie nie da się wrzucić ich do dużych tubek, bo saszetek nie lubię, a taką dużą wersją Mohito Despacito bym nie pogardziła :D
OdpowiedzUsuńJako jedna z nielicznych jeszcze chyba nie miałam okazji sięgnąć po te maseczki..
OdpowiedzUsuńMam je wszystkie w swoich zapasach, ale jeszcze nie używałam. :)
OdpowiedzUsuńOooooo, jagodowa musi trafić w moje ręce, mimo ogromnych zapasów maseczkowych :D
OdpowiedzUsuńOstatnio będąc w Rossmannie zastanawiałam się nad wersją z mango i bananem, w końcu nie wzięłam żadnej :) Teraz już wiem która warta uwagi.
OdpowiedzUsuńMi jedna chmurka wystarczała na dwie aplikacje ;)
OdpowiedzUsuńŻadnej z nich nie miałam, ale wyglądają tak uroczo, że będę musiała zakupić :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa zapachów.. ;)
OdpowiedzUsuńPlanuję ją dorwać :D Uwielbiam te chmurkowe maski, zawsze przy nich jest tyle frajdy :D
OdpowiedzUsuńKupilabym dla samej zabawy ;)
OdpowiedzUsuńUrocze maseczki :D
OdpowiedzUsuńmuszę ich koniecznie spróbować! te z AA mi się bardzo spodobały więc czas i na te ;)
OdpowiedzUsuńMiałam jedną maseczkę z tej serii - Mango Balango (te nazwy nigdy nie przestaną mnie bawić;)) i bardzo miło ją wspominam. Nie dość, że niesamowicie przyjemnie mi się ich używało, czerpałam z tego niesamowitą frajdę, to jeszcze dały zauważalny efekt na skórze :) W promocji naprawdę warto się w nie zaopatrzyć :)
OdpowiedzUsuńMam dwie w zapasach, ale jeszcze czekają na swoją kolej. Uwielbiam nowości z Bielendy :D
OdpowiedzUsuńTych maseczek nie miałam.
OdpowiedzUsuńOpakowania przyciągają uwagę;) nie miałam okazji ich jeszcze używać ale miałam bąbelkującą maseczke z Primarka i bardzo fajnie się sprawdziła jako maseczka oczyszczająca ;)
OdpowiedzUsuńBąbęlkujące miałam tylko z AA. Te chmurki też chcę :D Mango balango rozbraja mnie swoją nazwą i samo mango mnie by skusiło ;D Mohito Despacito też fajnie brzmi ;D
OdpowiedzUsuńU mnie wiesz jak jest najpierw Mohito, później Mango, dalej Jagody no i na koniec Banana :D Ja na pewno na dwie pierwsze jeszcze się skusze :)
OdpowiedzUsuńMiałam mango i rzeczywiście jest bardzo fajna. Ale chyba lepiej podobała mi się maseczka bąbelkująca AA, trochę wolniej się wybąbelkowała i efekt chyba też podobał mi się bardziej :)
OdpowiedzUsuń