Obserwatorzy

Końcówka marca to średni moment na pisanie o zimowych kosmetykach. Za pasem święta Wielkanocne, a ja na przekór mam dla Was recenzję masła do ciała o zapachu kojarzącym się z Bożym Narodzeniem - piernikowa chatka. Z marką Lintu spotkałam się po raz pierwszy i to dlatego, że masło podarowała mi w gwiazdowym prezencie  Sabina. Sami więc rozumiecie - nie mogłam odpuścić jego recenzji :)

Opakowanie to aluminiowy, zakręcany słoiczek o nie za dużej pojemności - 125 g. Z tego co pamiętam nie był on zabezpieczony żadnym sreberkiem czy pokrywką. 

Pierwsze na co zwróciłam uwagę to zapach - korzenny, piernikowy i intensywny! Jest na prawdę apetyczny, chociaż wiadomo, że bardziej pasuje do zimowych miesięcy. Podczas bólu głowy raczej go omijałam, bo jest na prawdę mocny :)

 W opakowaniu masło ma formę stałą i gęstą, ale łatwo go wydobyć. Po roztarciu w dłoniach zmienia się w gęsty olejek. Producent ostrzega, że przy temperaturze powyżej 25 stopni może się rozpuścić, więc używanie latem dla mnie odpada. 


Nie wyobrażam sobie jego używania podczas ciepłych miesięcy również ze względu na bogatą, odżywczą formułę. Jest to mazidło z tych, które zostawiają po sobie wyraźnie wyczuwalną warstwę o której na opakowaniu pisze sam producent. Skład masła oparty jest na maśle shea i kilku olejach: kokosowym, migdałowym, tsubaki oraz witaminie E. Jest to idealna opcja dla osób wymagających z bardzo suchą skórą. Jest na prawdę odżywczy i porządnie nawilża ciało, dla wielu może być wręcz za tłusty. Nie sprawdzi się na pewno u osób nie lubiących balsamowania. Sama mam co do niego mieszane uczucia. Na zimę jest okej i bosko pachnie piernikiem, ale na pewno nie jest to produkt, który kupowałabym non stop. Wolę jednak lżejsze formuły w balsamach i masłach. Konsystencja tego produktu przypomina mi tą w musach Biolove/Nacomi.

Masło do ciała Lintu znajdziecie na stronie producenta w cenie ok. 45 zł. Oprócz piernikowej chatki dostępna jest jeszcze wersja malinowy sorbet. Stacjonarnie ich nigdzie nie widziałam i w ogóle nie znałam asortymentu jest marki. Teraz widzę, że oprócz maseł mają również peelingi do ciała oraz oleje i 2 rodzaje serum.

Słyszałyście o tej marce? Miałyście jakieś jej produkty?

8 komentarzy:

  1. Pierwszy raz słyszę o tej marce. Ja takich tłuściochów do ciała nie lubię, jedynie do stóp mogę używać albo jako kurację na dłonie. Patrząc na skład to do olejowania włosów mogłoby się też sprawdzić. Jak nie będziesz mogła zużyć go "klasycznie", to myślę, że warto spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właśnie denkuje peeling do ciała o tym samym zapachu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwszy raz słyszę o tej marce 😀

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapach bardzo kusi, choć aż tak intensywne nawilżanie nie jest mi potrzebne 🙈

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie miałam nigdy nic z tej firmy, zapach co prawda bardziej zimowy, ale i tak mnie teraz zaciekawił :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz - sprawia mi on sporo radości! :)
Na wszystkie pytania zamieszczone w komentarzach pod danym postem odpowiadam bezpośrednio pod nimi w komentarzu.

Zapraszam również do pozostania ze mną na dłużej. Będzie mi bardzo miło ♥

Większa część zdjęć zamieszczonych na blogu jest mojego autorstwa (jeśli nie - wyraźnie jest to zaznaczone). Ich kopiowanie jest zabronione! Nie kradnij, jeśli chcesz je gdzieś udostępnić najpierw zapytaj!